piątek, 18 kwietnia 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.10


      Cześć! Mam nadzieję , że ta część Wam się spodoba i nie będziecie na mnie źli. Nie wiem czy dziewczyny będą to czytać, ale jeśli tak to jeszcze raz Wam bardzo dziękuję ;* Śpijcie dobrze i oczywiście życzę Wesołego Alleluja : D
     Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.10
                                    ~ Pół roku później~
                  - Beata! Oooo.. Dzień dobry Pani Sabinko.
- Witaj Aluś, witaj...
- Coś się stało?
- Szkoda mówić.. Brat mój rodzony na nowotwór zachorował.. Taki biedny siedzi w tym szpitalu. Sam jak palec..
- Niech się Pani nie martwi..  Na pewno wszystko będzie w jak najlepszym porządku. A teraz pozwoli Pani, że pójdę poszukać mojej najukochańszej siostruni..
- Idź, kochanie idź...
Weszłam po schodach i delikatnie zapukałam. Jak zwykle Beata nawet nie raczy otworzyć... Uchyliłam drzwi i zobaczyłam moją siostrę zaczytaną w książce.
- Cześć księżniczko.
- Hej,hej.
- Co czytasz? Coś ciekawego?
- Życie po śmierci najbliżeszej osoby może być upadkiem całego świata dla tego człowieka , który musi cierpieć i znosić samotność.
- Wiem coś o tym. Nawet bardzo dobrze..Patrz.- Wzięłam szybko rękę mojej siostry i położyłam ją na moim już sporych rozmiarów brzuchu.
- Łał .. Ale kopie..Cieķawe w kogo się wda.. Nie zastanawiałaś się nigdy nad tym?
- Czasami.. Ale czy to ważne? Bardziej boję się o to, że będzie tak rozpuszczona, że aż starch pomyśleć.
- No weź..
- No co? Maks.. Maks to poprostu... Nawet jak już śpię to zawsze , gdy późno wraca do domu. Zawsze ale to zawsze musi delikatnie położyć głowę na moim brzuchu. Leży tak przynajmniej pięć minut. A co będzie dalej to nie mam zielonego pojęcia.. Ojciec też już wariujez. A ty już tak mną nie rządzisz jak dawniej.
- Ja tobą rządzę?
- A nie?
- A tak? Głodna?
- Coś ty chyba.. Chyba muszę się zacząć odchudzać.
- Ile przytyłaś?
- Trzynaście w porywach do czternastu.
- Aż tyle? Ale Ala nie przejmuj się nie widać.
                  
                                                  ***
                  W końcu się doczekałam.Ostatnia rozprwawa. Tak długo na to czekałam. Wiedziałam , że wszystko będzie dobrze. Przecież już nic nie mogło się zepsuć. Musiało być tylko i wyłącznie lepiej. Innej możliwości- brak.
Stałam przed salą rozpraw. Moje lodowate dłonie zaciskałam z całej siły tak, że po chwili były całe sine. Strasznie się denerwowałam. Maksowi wypadł jakiś pilny wypadek i niestety a może i stety?Musiał jechać do szpitala na pilną operację. Może w sumie i dobrze, że ze mną tu nie przyszedł. Nie zobaczą wtedy z kim będę miała dziecko. Ale czy powinnam się tego bać? Wstydzić? Nie.. Szybko odgoniłam od siebie te myśli. Nie.. Przecież nie mogę tak mówić.. A co dopiero o tym myśleć.
-  Zapraszam Panią.- Powiedziała bardzo spokojnym głosem prawniczka.
O Boże... Niby czas gnał tak szybko, ale jednak kapał strasznie leniwie. Pchnęłam drzwi i zobaczyłam mnóstwo ludzi. A może jednak mało? W tej chwili to nie było ważne. Chciałam to wszystko raz na zawsze zamknąć. To miałbyć raz, a porządnie zamknięty temat...
                  
                                               ***
                  - Tak. Tak. Tak. Maks.. Wszystko w porządku. Nie denerwuj się już jestem blisko domu. Zaraz będę. Wejdę tylko jescze na chwilę do sklepu.
- Alicja. Nie targaj siatek z zakupami. Zaraz do ciebie idę.
- Maks. Chce tylko kupić pieczarki, to ugotujesz mi tą pyszną twoją pizzę. Ugotujesz prawda?
- Tak, tak ugotuje.Wracaj szybko. Kocham Cię Bardzo. Do zobaczenia.
- Pa kochanie.
Weszłam do nie wielkiego sklepu i kupiłam to czego potrzebowałam. Gdy wychodziłam ze sklepu. Przed oczami przwinęła mi się znajoma twarz. Twarz Kamila. Kamila. Nie. Nie. Nie. To na pewno nie on. Byłam już przed blokiem kiedy przede mną skądinąd wyłonił się on. Co on tutaj robił? Jak on mnie znalazł? Przecież nie wiedział gdzie miszkam.
-  I co? Mówiłem, że Cię znajdę. I tego gnojka również.
- Nie masz prawa tak mówić!
- To, że się z tobą rozwiodłem, nie znaczy, że z tobą skończyłem.
- Zostaw mnie! Chciałam to zakończyć łagodniej to mówiłeś nie! Zakończyłam to i tak łagodnie i znów nie! Jak tobie do jest strasznie ciężko dogodzić!
- Nie krzycz na mnie gówniaro!- Poczułam strasznie mocne pieczenie na prawym policzku. Nie zdążyłam otworzyć oczu, a przy mnie był Maks. Przy nim mogłam czuć się bezpiecznie.
 
Zdjęcie pochodzi ze strony: Lekarze moją bajką.

piątek, 4 kwietnia 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.9

Cześć kochani! Jejku... Nie wiem od czego zacząć... To tak.. Opowiadania niestety, ale muszę to stwierdzić nie będą one pojawiać się  tak często.. Powód.. Brak czasu oraz weny.. Nie mam nawet czasu chwilę odsapnąć, a co dopiero pisać opowiadania na bloga.. Strasznie Was za to przepraszam... Ale chyba mnie rozumiecie.. Dziękuję za wyrozumiałość i zapraszam do czytania:)
       
                                 Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz9
   
                    Dni mijały w zaskakującym szybkim tempie. Mój brzuch stawał się z dnia na dzień coraz większy. A w niektóre ciuchy powoli zaczynałam się nie mieścić. Maks zmienił się nie do poznania. Kiedy go poznałam- facet podrywający każdą kobietę, jaką napotka na swej drodze. A teraz- opiekuńczy, przyszły tata, który nie może doczekać się swojego oczka w głowie. Dni mijały. Mijały. A z dnia na dzień zbliżał się termin pierwszej rozprawy. Chociaż miałam dobrego prawnika i wiedziałam, że ta sprawa zakończy się na moją korzyść to...to jakaś cząstka mnie nie mogła  sobie z tym poradzić.Spotkanie z Kamilem.. Niechciane. Już wszystko sobie ułożyłam i znów wszysko miało runąć. Kamil. Kamil. Kamil. Nie mogłam przestać powtarzać tego imienia. Czytałam własnie książkę, ale utknęłam na jednym słowie i nie mogłam przebrnąć dalej.. Nie przewracałam kartki od kilku minut. Maks patrzył się na mnie, uśmiechając się. Odwzajemniłam gest. Jednak nie mógł się on porównywać do mojego stanu wewnętrznego. Totalna rozsypka. Wszytsko we mnie buzowało, tak jak w wulkanie chwilę przed wybuchnięciem. Nic nie mogło odnaleźć swojego miejsca..
                          
                                                                              ***
     
                  -Maks! Maks! Maks!- krzyczałam już lekko poddenerwowana.
- Jejku ,kochanie co się stało?- wszedł do sypialni , uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Proszę Cię nie mam nastroju do żartów. Widziałeś gdzieś moją białą koszulę?
- Tą z tym czarnym paskiem wzdłuż?
- Tak. Jest na samej górze w szafie.
- Dzięki.
- Ej, ej, ej.. A jakieś milsze podziękowanie? Nie masz już dla mnie czasu?
- Mam, ale nie  teraz. - chciałam przejść, ale objął mnie w pasie i uniemożliwił przejście.
- Bo nie dam Ci kolacji. I nasz  najmłodszy Pan Keller będzie głodny.
- Przypominam Ci kochanie, że to będzie Pani Keller.
- Tak, tak mów sobie jak chcesz, ale i tak mam rację.
- Chodź już, chodź bo się spóźnimy- po czym cmoknęłam go delikatnie w polik.
                            

                                                                       ***
       
        Staliśmy przed sądem, a  moja trzęsąca się dłoń, była obejmowana mocnym uściskiem dłoni Maksa. Bałam się przekroczyć drzwi, gdzie nie wiadomo co zobaczyłabym po ich przekroczeniu. Bałam się, że zobaczę tam osobę.. Osobę, o której już parwie zapomniałam, a ona znów powróciła. To było jak bumerang. Rzucasz, a po chwili znów wraca. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Podparłam się Maksa , a ten od razu się zdenerwował i zapytał, czy aby na pewno dobrze się czuję. Uniosłam prawą nogę do góry i weszliśmy do niezbyt małego budynku. Poszliśmy na piętro i czekaliśmy kiedy wyczytają moje imię. Nagle zobaczyłam go na schodach. W dosłownie sekundę wtuliłam się w Maksa , a on wiedząc co się dzieje od razu zagarnął mnie w swoje ramiona. Minuta. Druga. Trzecia. Usłyszałam wypowiedziane moje imię. Dostałam od Maksa pokrzepiający uśmiech i zniknęłam za ogromnymi, drewnianymi drzwiami. Ile to trwało? Nie wiedziałam. Godzinę? Półtorej? A może nawet dwie? Straciłam rachubę czasu. Strach przepełnił całe moje ciało. Potrafiłam tylko wydusić z siebie odpowiedzi na zadane mi pytania. Osoba. Jego osoba. Potrafiła wywoływać u mnie dreszcze. Wyszłam na ogromny hol. Gdzie czekał Maks. Za mną wyszedł.. Kto? Kim on dla mnie był? Byłym mężem? Napewno nie. Tylko na papierach. W praktyce nigdy w życiu. Nagle rozległ się jego głos:
- Jeszcze się doigrasz ty suko!- Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Zdążyłam tylko wtulić się w Maksa i wyszeptać:
- Zabierz mnie stąd.