wtorek, 23 grudnia 2014

Wesołych Świąt!!!

Cześć kochani! Dziś przychodzę do Was z życzeniami :)
Życzę Wam zdrowych, spokojnych, miłych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie najbliższych. Niech Mikołaj przyniesie Wam masę prezentów i niech choinka świeci jak najaśniej! :)
Agata :)

czwartek, 18 grudnia 2014

Teraz już nic nie może się popsuć! (I)

    
        Cześć kochani! Aż dziwnie się czuję pisząc tutaj. Odzwyczaiłam się... Z powodu tego, że dziś nie miałam nic zadanego postanowiłam coś napisać... Chyba wena mi dziś sprzyja. ☺
Tak więc zapraszam do czytania!
                                           
Teraz już nic nie może się popsuć! (I)
         Wchodzę do szpitala, a tamtejszy szum i hałas od razu pobudzają mnie do normalnego funkcjonowania. Dziś jest mój pierwszy dzień w Copernicusie. Już pogodziłam się z tym ,że Krzysztof mnie zdradzał. A Edyta była jedną z kolejnych. Jestem w szatni,gdzie Sylwia od razu wita mnie radosnym uśmiechem. Po nie długim czasie do pomieszczenia wchodzi również Maks. Moje serce zaczyna coraz szybciej bić... Boże Alicja co się z tobą dzieje?
- Alicja zaprowadzić Cię do pokoju czy dasz sobie radę?- z zamysłu wyrywa mnie głos Syliwii.
- Dam sobie radę.- Uśmiecham się promiennie.
- Przecież ja też tam idę..Więc bardzo chcętnie Panią Doktor tam zaprowadzę.- I jak każdy facet- zaczyna się popisywać. Zamykam szafkę i zaczynam iść, a Maks od razu znajduję się przy mnie.
- Zwiedziłaś już miasto?Nie? To dobrze się składa. Znam parę dobrych restauracji. Może pójdziemy do włoskiej? Wiem, makaron tłuczy. To może do japońskiej mają dobre wodorosty.
- Czy ty musisz się tak popisywać?
- No wiesz... Jesteś sama, ja też...
- Maks, proszę Cię.- Nie umiem zachować przy nim powagi, więc zaczynam się śmiać.
- Chodź bo się spóźnimy. 
                             ***
       - Doktor Szymańska zajmie się pacjentką z kamicą, a doktor Keller będzie jej asystował. Dziękuję na dzisiaj to wszystko.- Ten szpital jest fantastyczny. Sami mili lekarze, spokojna atmosfera,  jeszcze trafił mi się świetny ordynator i operacja z Maksem! Alicja,weź się w garść. Znasz tego faceta raptem tydzień... A ty się zachowujesz jak nastolatka. Uspokój się Ala i biegiem na salę operacyjną.
- Boskie ręcę. - mówi po chwili Maks.
- Dziękuję bardzo.
- Mówiłem o swoich.
- Zszywasz. - odpowiadam nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Z przyjemnością.
Idąc szpitalnym korytarzem zauważam ogłoszenie, które dotyczy wynajmu miezkania, po pracy od razu tam pojadę.
                              ***
    Łazienna, Łazienna... O jest tutaj. Pukam do mieszkania, którego numer jest napisany na kartce. Drzwi otwierają się, a w nich stoi zaskoczona Sylwia z ręcznikiem na głowie.
- Co ty tutaj robisz?
- Ogłoszenie.
- Chodź. - Mieszkanie robi na mnie ogromne wrażenie, chętnie bym tutaj zamieszkała. Tylko, że musiałabym mieszkać z Sylwią, a problem jest taki, że jestem za stara na studenckie życie.
- Ale spokojnie możemy wcale się nie widywać.
- Taa.. Szczególnie rano w okolicach łazienki.
- Są dwie. Ta mała z kabiną może być moja. Mówię Ci nic lepszego nie znajdziesz. I do szpitala blisko.- Może rzeczywiście to dobry wybór. Tak. Zamieszkam tutaj.
Następnego dnia przywożą moje rzeczy. Rano zadzwoniłam do Krzysztofa, aby mi je przesłał. Upierał się, żebym wróciła, ale ja... muszę zacząć swoje życie od początku...
Kiedy stoję obok samochodu dostawczego,  zauważam Maksa ... z wiertarką! Wmawia mi, że przechodził tędy... Ale bajka...
- A ten obraz gdzie?
- Tu.
- Tu.
- Tu.
- Dobra wygrałaś.  Jesteś niemożliwa,nie mam do Ciebie siły, ale wiesz,co? Ożenię się z Tobą.- Przestaje oddychać. Co on takiego powiedział?
- Czekaj pójdę zrobić herbaty,bo naprawdę to zimno Ci już do głowy uderza.- Śmieję się.
- Dziękuję Pani doktor za przepyszną herbatę.
- Ależ nie ma za co Panie doktorze.- Odkładam kubek i opieram głowę o ramię Maksa. Powoli odpływam do krainy Morfeusza.
       

sobota, 16 sierpnia 2014

Blog.

Cześć kochani! Wiem, wiem znów nawaliłam...Nie będę się tłumaczyć, bo napisałabym to samo co w poprzednich postach... Nie chcę usuwać bloga i nie zrobię tego... Za dużo mojej pracy poszłoby na marne... Dlatego zostawię bloga i jak kiedyś najdzie mnie natchnie, opublikuje to co napiszę. Oczywiście opowiadania nie będą  się tu pojawiały co dwa tygodnie...  Może co miesiąc... Dwa.... Mam nadzieję, że rozumiecie...
Pozdrawiam wszystkich!
Agata

niedziela, 27 lipca 2014

Sto Lat!!!

DZISIAJ URODZINY OBCHODZI NASZA NAJWSPANIALSZA I NAJUKOCHAŃSZA AKTORKA CZYLI PANI MAGDALENA RÓŻCZKA. Z tej okazji życzymy:
- Dalszych sukcesów.
- Wspaniałych roli.
- Aby Alicja ułożyła swoje życie miłosne.
- Miłości.
- Szczęścia.
- Zdrowia.
- Spełnienia marzeń.
- I wszystkiego najlepszego :D

czwartek, 26 czerwca 2014

Wszystkiego Najlepszego !

       Dzisiaj swoje urodziny obchodzi Paweł Małaszyński! Z tej okazji życzymy mu:
- Sukcesów w muzyce i aktorstwie.
- Zdrowia.
- Szczęścia.
- Żeby jego poczucie humoru nigdy nie osłabło :D
- Wspaniałach ról.
- I ogólnie Wszystkiego Najlepszego!

niedziela, 1 czerwca 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...

                   Cześć Kochani!Starsznie Was przepraszam za tak długą przerwę... Ale chyba każdy wie..Koniec roku. Oceny itp.
Dzisiaj przychodzę do Was z ostatnią częścią tego opowiadania. Mam plan już na kolejne, ale kiedy napiszę.. Miejmy nadzieję, że szybko :)

                                   
                                    Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.14
         

                     - Ała! Dłużej nie wytrzymam! Aaaa! - Moja bardzo mądra rodzinka zadecydowała i, że urodzę tutaj. Tutaj na sali. To mi się chyba wszystko śni. - Maks! Długo jeszcze mam czekać?!
- Kochanie spokojnie już jedzie do nas Piotr.
- Ja nie wytrzymam.
- O cholera! Beata! Widać kawałek główki!
- Maks, przyszykuj się. Odbierzemy poród. Ala tylko spokojnie. A teraz przyj!
- Aaaaaaaa!- Czynność tą kazano powtarzać parę razy. Z każdą kolejną było coraz ciężej. Byłam coraz bardziej zmęczona, jednak gdy po chwili dostałam do rąk moje małe Szczęście , wszystko minęło. Starch, ból, zmęczenie... Teraz się to nie liczyło. Maks uklęknął o bok mnie i zaczął płakać. Rozklejony doktor Keller. Do twarzy mu.
- Jest piękna. - Powiedział po chwili Maks.
- Bardzo. - Szepnęłam.
- Po mamusi.
- Chyba po tatusiu. Kocham Cię.
- Ja ciebie też.
                                                                        ***
             
               
                      - Ałła! Mamo! Spadłam z rowerka.- Ujrzałam moją zapłakaną córeczkę oraz ogromne skaleczenie na jej kolanie.
- Kochanie gdzie jest tata?
- Bo on na chwilę gdzieś poszedł i zaraz miał wrócić. A ja w tymczasie chciałam go dogonić ale spadłam.
- Chodź opatrzymy. - Oliwia płakała coraz głośniej, ponieważ musiałam odkazić ranę wodą utlenioną. Po paru minutach ujrzałam mojego męża z wielkim pluszakiem i bukietem róż.
- Co to? - Od razu zaciekawiła się mała.
- Dzisiaj jest dzień dziecka więc kupiliśmy Ci z mamą pluszaka, bo bardzo Ci się spodobał w sklepie.
- Jejkuuu.Dziękuję.- Mała wzięła miśka, który był od niej dwa razy większy i wraz z nim ledwo doczołgała się do pokoju.
- A to.. dla Ciebie.- Mój mąż wręczył mi ogromny bukiet róż.
- A z jakiej to okazji?
- No wiesz...ty też jesteś takim moim maluszkiem. A z tym brzuszkiem to Ci do twarzy.
- Chłopiec.
- Poważnie?- Pokiwałam mu twierdząco głową. Bez słowa uklęknął przy moim brzuchu i pocałował go mocno.
- Kocham Was.
                     
                                                                                             ***
  
      Moje życie z dnia na dzień diametralnie się zmieniało. Kamil.. To imię nie budzi już żadnego strachu. Po urodzeniu Oliwki byłam u niego w więzieniu. Chciałam sprawdzić jak się trzyma. Maks od początku odradzał mi ten pomysł i miał racje. Mój były mąż wybuchł taką agresją jak nigdy dotąd. Myślałam, że trochę się zmienił. Że życie choć trochę go zmieniło...Ciężko było mi się po tym pozbierać, ale dałam radę. Za pomocą wspaniałego męża i dzieci, które są całym moim światem. Nie wyobrażam sobie teraz bez nich życia. Może czasami trzeba zwątpić, aby w coś uwierzyć? Na to pytanie odpowiecie już sami...

                                                                         KONIEC

sobota, 24 maja 2014

Rok bloga.

Cześć Wszystkim! Dzisiaj jest rok bloga! To niesamowite. Jako, że niedługo 100 000 tysięcy wyświetleń to chciałam Wam z całego serce podziękować. Nadal nie mogę w to uwierzyć... Myślałam, że ledwo dobiję do 1000 , a tu taka niespodzianka.  Znajomi zrobili mi niespodziankę i zaśpiewali Sto Lat! Myślałam, że się popłaczę, a tym bardziej,że było to na wycieczce i wszyscy ludzie się na nas ' gapili'. Już Was nie zanudzam i jescze raz Dziękuję. BO TO WY TWORZYCIE CZĘŚĆ TEGO BLOGA!

PS Postaram się do soboty napisać kolejną część. Przepraszam Was za taką przerwę.

      

           

sobota, 10 maja 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.12

                          Cześć! Ta notka wyszła dość długa i powiem Wam, że strasznie cięzko mi się ją pisało. Ogólnie bardzo ciężko opisuje się ślub. Notka była pisana z przerwami cztery dni...
Tak naprawdę chciałam podsumować czwarty sezon.Zostały dwa odcinki. Dużo? Raczej nie.. Chciałam tylko powiedzieć, że ta seria było tysiąc razy lepsze od trzeciej. Takie jest moje zdanie. a wy jak uważacie? Miłej nocki :) Dobranoc :>

                              Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.12


        - Hej kochanie..- Usłyszałam lekko zachrypnięty głos mojego narzeczonego.
- Hej.
- Jak się spało?
- A bardzo dobrze.. Tylko, że coraz ciężej jest mi się przewracać na bok.- Uśmiechnęłam się promiennie.
- Jeszcze tylko miesiąc.
- Wiem.
- Słuchaj.. Ala.. Bo jest sprawa.. Bo za trzy dni będziemy mieli ślub.
- Maks o czym ty w ogóle mówisz. Wiem dzisiaj jest Prima Aprilis, ale proszę Cię beż takich żartów więcej, okej?
- Ale chyba źle się zrozumieliśmy.. Naprawdę mamy za trzy dni ślub.
- Maks?! Co to ma wszystko znaczyć?
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. Tylko musisz sobie suknię kupić.
- Żartujesz, prawda?- Wstałam z łóżka i chodziłam po całej sypialni. Jak on tak mógł to wszystko tak zataić? Przecież to bardzo trudne. No , ale przecież to jest Maks.
Byłam wtedy w strasznym szoku i nie wiedziałam co powiedzieć. Słowa nie były mi akurat w tej chwili potrzebne. Podeszłam do Maksa i przytuliłam się do niego bardzo mocno. On objął mnie swoimi ramionami i czułam jak się uśmiecha.
                           
                                                                   ***
                 
                         - Beata, okej wszystko rozumiem. No , ale , żeby aż taka niespodzianka?
- Kocha Cię! O, patrz ta jest ładna. - Od godziny razem z Beatą chodziłyśmy w poszukiwaniu sukni ślubnej. Miałam już dosyć chodzenia może dlatego , że nie za bardzo lubię sklepy. Każda sukienka jaką przymierzałam była na swój sposób ładna, ale na mnie nie leżały zbyt dobrze. Nagle na wystawie zauważyłam przepiękną suknię, od której Beata nie mogła oderwać wzroku od dobrych trzech minut.
- Ta będzie idealna.
- Masz racje. Wchodzimy. Nie ma na co czekać.
Sukienka była cudowna. Razem z Beatą po poszukiwaniu nie łatwej zdobyczy udałyśmy się na kawę.
Późnym wieczorem gdy przyszłam do domu czekała na mnie przepyszna kolacja. Sukienkę zostawiłam u Jasińskich. Nie to , żebym była przesądna , ale jak się ma taką możliwość to lepiej z niej skorzystać.
Jutro mam mieć ślub. Strasznie się boję. Może też mój strach jest przed tym, że ja niczego nie przygotowywałam. Sama już nie wiem.. Jednocześnie chciałabym aby to było już za mną.. a z drugiej.. Pięć lat temu też miałbyć to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Był? Nie! Może też dlatego jest ten strach. Za dużo myśli i to dlatego. I  na dodatek brak pracy! To wszytko jest chore. Jeszcze Maks. Kocham tego faceta. Czuje jego rękę na naszym Szczęściu. To nie może być sen. To na pewno nie jest sen.

                                                                 ***
                   
                         Od samego rana trwały gorączkowe przygotowania. Wczesnym rankiem nie budząc mojego przyszłego męża pojechałam do Leona. Tam na spokojnie zaczęłam razem z Beatą się przygotowywać. Czas  mijał bardzo szybko , aż w końcu zostało tylko pół godziny. Mój stres zauważalnie podniósł się. Nie byłam wtedy tą samą Alicją co rano.  Mój stres był całkowicie inny niż wtedy..
Ocknęłam się kiedy byliśmy pod kościołem. Wysiadłam z samochodu i podparłam się lekko Leona:
- Gotowa? - Usłyszałam tuż przy uchu. Kiwnęłam niezauważalnie głową  i ruszyłam przed siebie. Ujrzałam Go.. Wpatrywał się we mnie, uśmiechając się przy tym. Niby był wyluzowany, ale ja w jego oczach dostrzegłam nie małe zderwowanie. Wolnym krokiem zbliżałam się coraz bardziej do mojego przyszłego męża..aż w końcu stanęłam przy nim. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, jednak ja i tak zatraciłam się w swoich myślach.
Kiedy po dłuższej chwili wyrwał mnie dotyk Maksa, który samymi oczami mówił, że zaraz odbędzie się przysięga. Wstałam powoli , jakby bojąc się co za chwilę się wydarzy. Nagle głos zabrał Maks:
-"Ja Maks biorę sobie Ciebie Alicjo za żonę i ślubuję Ci miłość...wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
-"Ja Alicja biorę sobie Ciebie Maksie za męża i ślubuję Ci miłość... wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci... Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."- Mój głos przechodził chwilę załamania. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Maks cały czas się do mnie uśmiechał. Taki gest dodawał mi wielkiej otuchy.


      Moje ręce drżały od strachu. Nie mogłam tego opanować. Zdenerwowanie stanęło w samym środku żołądka i nie chciało się 'ultonić' . W końcu  przyszedł czas na obrączki.
-"Alicjo przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego."
-"Maksie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego."

                                                                  ***

               Wyszliśmy przed kościół, gdzie zostaliśmy obsypani ryżem. Mogłam już oficjalnie powiedzieć, że jestem żoną Maksa Kellera. Czułam się niesamowicie..dobrze. Moj..Nasze Szczęście od samego rana coś wyczuwało. Cały czas nie mogło sobie znaleźć miejsca. 

             
         Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć: 'Gorzko!Gorzko'. Nim się obejrzałam poczułam smak ust mojego ukochanego. Świat przestał istnieć. Gdy chciał się odsunąłć, ja na to nie pozwoliłam. Przyciągnęłam go jak najmocniej się tylko dało. On uśmiechnął się i również nie chciał mnie puścić. Niestety po chwili doszły do nas głosy gości i nie chętnie odsunęliśmy się od siebie. 

                                        
                                
                                                                    ***

           Przyjęcie weselne trwało w nieskończoność. Pierwszy taniec.. Mmm.. Było wspaniale.. Liczyliśmy się tylko my.. Nikt tylko my. Co chwilę rzucaliśmy sobie ukradkowe spojrzenia i całusy. Goście bawili się bardzo dobrze. Ela i Krzysztof.. Parkiet należał do nich.. Ich wspólne tango. Wszyscy się nim zachwycali.
Kiedy już została tylko najbliższa rodzina.. Mnie zaczęło się dziwnie kręcić w głowie. Złapałam się za brzuch. Podłoga wokół mnie stała się nieco mokra. Tylko nie teraz!:
- Maks!- Zawołałam szybko mojego męża.
- Co się dzieje kochanie?- Zapytał mój zadowolony mąż.
- Chyba.. chyba się zaczęło. Ała!
- O cholera! Beata! Będziesz potrzebna! Ala rodzi!

                       

piątek, 2 maja 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz. 11


                              Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz. 11

                           Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą szybko drzwi. Twarz strasznie piekła od płaczu oraz uderzenia. Przemyłam ją wodą i usiadłam na dość chłodnej podłodze. Moje myśli nie mogły znaleźć miejsca w głowie... Tak samo jak i ja na świecie. Niby wszytko zaczęło się układać, ale czegoś mi brakowało. Jeszcze ten Kamil. Jak on tak mógł. Na szczęście Maks zadzwonił na policję i zabrali mojego byłego męża, bo dostał zakaz zbliżania się do mnie. Tak, byłego. Rozprawa zakończyła się pomyślenie i mam nadzieję , że będzie już wszytko dobrze. Puściłam głośno wodę w prysznicu aby Maks nie słyszał , że płakałam. Nie mogłam się uspokoić. Wszystko w porządku.. Jak najlepszym porządku... Porządku którego nikt nie jest w stanie zakłócić..Nie! Nie! Nie ! Wszystko było do dupy! Usłyszałam  pukanie Maksa. Niepokoił się.. ale nie mogłam się mu pokazać w takim  stanie. Zaczął mnie wołać. Powiedział po chwili, że wyważy również drzwi jeśli w ciągu minuty nie otworzę. Oplotłam rękoma moje Szczęście i szepnęłam:
- Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić.
Wstałam zakręciłam wodę i jeszcze raz przemyłam twarz. Wyglądałam okropnie. Otworzyłam drzwi i nie spojrzawszy na Maksa ruszyłam w stronę sypialni.
                                                                       
                                                                        ***
   
             - Ala... - Maks wszedł do sypialni i położył się obok mnie. Oplótł mnie również swoimi bezpiecznymi rękoma i znów zaczął szeptać:
- Kotek... Ej.. Przestań... To nie twoja wina... Kochanie..
- Maks... Boję się..Jak nigdy dotąd..
- Mycha ... Przestań...Jestem przy Tobie.. I zawsze będę.- Poczułam jak delikatnie musnął mnie w polik.- Kocham Cię.
- Brakuję mi jej..
- Kogo? - Maks zapytał zdezorientowany.
- Mamy..
- Ala.. Przestań za niedługo będziemy rodzicami. Musisz się wziąć w garść. Teraz ty musisz poczuć się mamą. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - Odwróciłam się w jego stronę i musnęłam jego usta.Keller od razu delikatnie położył głowę na moim.. naszym Szczęściu. A ja poczułam się bezpieczna.

                                                                         ***
               
       - Doktorze Keller, czy można wiedzieć gdzie mnie Pan uprowadza?
- Ale dlaczego zaraz porwanie. Ja tylko chcę zabrać moją dziewczynę na randkę. Czy jest to coś dziwnego?- Odsunął mi krzesło i kazał usiąść.Kelner przyniósł nam jedzenie i zaczęliśmy jeść w ciszy. Po chwili zauważyłam, że Maks od dłuższego czasu przygląda mi się.
- Coś się stało?
- Długo z tym zwlekałem.. Ale już dłużej nie mogę z tym czekać.- Uklęknął przede mną, a ja patrzyłam na niego już nieco mokrymi oczami.
- Alicjo , czy uczynisz mi ten zaszczyt i.. i zostaniesz moją żoną?
- Tak!- Bez żadnego zawahania odpowiedziałam na jego pytanie. Wsunął na mój palec przepiękny pierścionek i pocałował mnie , a rękoma dotknął mojego brzucha. To był magiczny wieczór.


piątek, 18 kwietnia 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.10


      Cześć! Mam nadzieję , że ta część Wam się spodoba i nie będziecie na mnie źli. Nie wiem czy dziewczyny będą to czytać, ale jeśli tak to jeszcze raz Wam bardzo dziękuję ;* Śpijcie dobrze i oczywiście życzę Wesołego Alleluja : D
     Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.10
                                    ~ Pół roku później~
                  - Beata! Oooo.. Dzień dobry Pani Sabinko.
- Witaj Aluś, witaj...
- Coś się stało?
- Szkoda mówić.. Brat mój rodzony na nowotwór zachorował.. Taki biedny siedzi w tym szpitalu. Sam jak palec..
- Niech się Pani nie martwi..  Na pewno wszystko będzie w jak najlepszym porządku. A teraz pozwoli Pani, że pójdę poszukać mojej najukochańszej siostruni..
- Idź, kochanie idź...
Weszłam po schodach i delikatnie zapukałam. Jak zwykle Beata nawet nie raczy otworzyć... Uchyliłam drzwi i zobaczyłam moją siostrę zaczytaną w książce.
- Cześć księżniczko.
- Hej,hej.
- Co czytasz? Coś ciekawego?
- Życie po śmierci najbliżeszej osoby może być upadkiem całego świata dla tego człowieka , który musi cierpieć i znosić samotność.
- Wiem coś o tym. Nawet bardzo dobrze..Patrz.- Wzięłam szybko rękę mojej siostry i położyłam ją na moim już sporych rozmiarów brzuchu.
- Łał .. Ale kopie..Cieķawe w kogo się wda.. Nie zastanawiałaś się nigdy nad tym?
- Czasami.. Ale czy to ważne? Bardziej boję się o to, że będzie tak rozpuszczona, że aż starch pomyśleć.
- No weź..
- No co? Maks.. Maks to poprostu... Nawet jak już śpię to zawsze , gdy późno wraca do domu. Zawsze ale to zawsze musi delikatnie położyć głowę na moim brzuchu. Leży tak przynajmniej pięć minut. A co będzie dalej to nie mam zielonego pojęcia.. Ojciec też już wariujez. A ty już tak mną nie rządzisz jak dawniej.
- Ja tobą rządzę?
- A nie?
- A tak? Głodna?
- Coś ty chyba.. Chyba muszę się zacząć odchudzać.
- Ile przytyłaś?
- Trzynaście w porywach do czternastu.
- Aż tyle? Ale Ala nie przejmuj się nie widać.
                  
                                                  ***
                  W końcu się doczekałam.Ostatnia rozprwawa. Tak długo na to czekałam. Wiedziałam , że wszystko będzie dobrze. Przecież już nic nie mogło się zepsuć. Musiało być tylko i wyłącznie lepiej. Innej możliwości- brak.
Stałam przed salą rozpraw. Moje lodowate dłonie zaciskałam z całej siły tak, że po chwili były całe sine. Strasznie się denerwowałam. Maksowi wypadł jakiś pilny wypadek i niestety a może i stety?Musiał jechać do szpitala na pilną operację. Może w sumie i dobrze, że ze mną tu nie przyszedł. Nie zobaczą wtedy z kim będę miała dziecko. Ale czy powinnam się tego bać? Wstydzić? Nie.. Szybko odgoniłam od siebie te myśli. Nie.. Przecież nie mogę tak mówić.. A co dopiero o tym myśleć.
-  Zapraszam Panią.- Powiedziała bardzo spokojnym głosem prawniczka.
O Boże... Niby czas gnał tak szybko, ale jednak kapał strasznie leniwie. Pchnęłam drzwi i zobaczyłam mnóstwo ludzi. A może jednak mało? W tej chwili to nie było ważne. Chciałam to wszystko raz na zawsze zamknąć. To miałbyć raz, a porządnie zamknięty temat...
                  
                                               ***
                  - Tak. Tak. Tak. Maks.. Wszystko w porządku. Nie denerwuj się już jestem blisko domu. Zaraz będę. Wejdę tylko jescze na chwilę do sklepu.
- Alicja. Nie targaj siatek z zakupami. Zaraz do ciebie idę.
- Maks. Chce tylko kupić pieczarki, to ugotujesz mi tą pyszną twoją pizzę. Ugotujesz prawda?
- Tak, tak ugotuje.Wracaj szybko. Kocham Cię Bardzo. Do zobaczenia.
- Pa kochanie.
Weszłam do nie wielkiego sklepu i kupiłam to czego potrzebowałam. Gdy wychodziłam ze sklepu. Przed oczami przwinęła mi się znajoma twarz. Twarz Kamila. Kamila. Nie. Nie. Nie. To na pewno nie on. Byłam już przed blokiem kiedy przede mną skądinąd wyłonił się on. Co on tutaj robił? Jak on mnie znalazł? Przecież nie wiedział gdzie miszkam.
-  I co? Mówiłem, że Cię znajdę. I tego gnojka również.
- Nie masz prawa tak mówić!
- To, że się z tobą rozwiodłem, nie znaczy, że z tobą skończyłem.
- Zostaw mnie! Chciałam to zakończyć łagodniej to mówiłeś nie! Zakończyłam to i tak łagodnie i znów nie! Jak tobie do jest strasznie ciężko dogodzić!
- Nie krzycz na mnie gówniaro!- Poczułam strasznie mocne pieczenie na prawym policzku. Nie zdążyłam otworzyć oczu, a przy mnie był Maks. Przy nim mogłam czuć się bezpiecznie.
 
Zdjęcie pochodzi ze strony: Lekarze moją bajką.

piątek, 4 kwietnia 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.9

Cześć kochani! Jejku... Nie wiem od czego zacząć... To tak.. Opowiadania niestety, ale muszę to stwierdzić nie będą one pojawiać się  tak często.. Powód.. Brak czasu oraz weny.. Nie mam nawet czasu chwilę odsapnąć, a co dopiero pisać opowiadania na bloga.. Strasznie Was za to przepraszam... Ale chyba mnie rozumiecie.. Dziękuję za wyrozumiałość i zapraszam do czytania:)
       
                                 Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz9
   
                    Dni mijały w zaskakującym szybkim tempie. Mój brzuch stawał się z dnia na dzień coraz większy. A w niektóre ciuchy powoli zaczynałam się nie mieścić. Maks zmienił się nie do poznania. Kiedy go poznałam- facet podrywający każdą kobietę, jaką napotka na swej drodze. A teraz- opiekuńczy, przyszły tata, który nie może doczekać się swojego oczka w głowie. Dni mijały. Mijały. A z dnia na dzień zbliżał się termin pierwszej rozprawy. Chociaż miałam dobrego prawnika i wiedziałam, że ta sprawa zakończy się na moją korzyść to...to jakaś cząstka mnie nie mogła  sobie z tym poradzić.Spotkanie z Kamilem.. Niechciane. Już wszystko sobie ułożyłam i znów wszysko miało runąć. Kamil. Kamil. Kamil. Nie mogłam przestać powtarzać tego imienia. Czytałam własnie książkę, ale utknęłam na jednym słowie i nie mogłam przebrnąć dalej.. Nie przewracałam kartki od kilku minut. Maks patrzył się na mnie, uśmiechając się. Odwzajemniłam gest. Jednak nie mógł się on porównywać do mojego stanu wewnętrznego. Totalna rozsypka. Wszytsko we mnie buzowało, tak jak w wulkanie chwilę przed wybuchnięciem. Nic nie mogło odnaleźć swojego miejsca..
                          
                                                                              ***
     
                  -Maks! Maks! Maks!- krzyczałam już lekko poddenerwowana.
- Jejku ,kochanie co się stało?- wszedł do sypialni , uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Proszę Cię nie mam nastroju do żartów. Widziałeś gdzieś moją białą koszulę?
- Tą z tym czarnym paskiem wzdłuż?
- Tak. Jest na samej górze w szafie.
- Dzięki.
- Ej, ej, ej.. A jakieś milsze podziękowanie? Nie masz już dla mnie czasu?
- Mam, ale nie  teraz. - chciałam przejść, ale objął mnie w pasie i uniemożliwił przejście.
- Bo nie dam Ci kolacji. I nasz  najmłodszy Pan Keller będzie głodny.
- Przypominam Ci kochanie, że to będzie Pani Keller.
- Tak, tak mów sobie jak chcesz, ale i tak mam rację.
- Chodź już, chodź bo się spóźnimy- po czym cmoknęłam go delikatnie w polik.
                            

                                                                       ***
       
        Staliśmy przed sądem, a  moja trzęsąca się dłoń, była obejmowana mocnym uściskiem dłoni Maksa. Bałam się przekroczyć drzwi, gdzie nie wiadomo co zobaczyłabym po ich przekroczeniu. Bałam się, że zobaczę tam osobę.. Osobę, o której już parwie zapomniałam, a ona znów powróciła. To było jak bumerang. Rzucasz, a po chwili znów wraca. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Podparłam się Maksa , a ten od razu się zdenerwował i zapytał, czy aby na pewno dobrze się czuję. Uniosłam prawą nogę do góry i weszliśmy do niezbyt małego budynku. Poszliśmy na piętro i czekaliśmy kiedy wyczytają moje imię. Nagle zobaczyłam go na schodach. W dosłownie sekundę wtuliłam się w Maksa , a on wiedząc co się dzieje od razu zagarnął mnie w swoje ramiona. Minuta. Druga. Trzecia. Usłyszałam wypowiedziane moje imię. Dostałam od Maksa pokrzepiający uśmiech i zniknęłam za ogromnymi, drewnianymi drzwiami. Ile to trwało? Nie wiedziałam. Godzinę? Półtorej? A może nawet dwie? Straciłam rachubę czasu. Strach przepełnił całe moje ciało. Potrafiłam tylko wydusić z siebie odpowiedzi na zadane mi pytania. Osoba. Jego osoba. Potrafiła wywoływać u mnie dreszcze. Wyszłam na ogromny hol. Gdzie czekał Maks. Za mną wyszedł.. Kto? Kim on dla mnie był? Byłym mężem? Napewno nie. Tylko na papierach. W praktyce nigdy w życiu. Nagle rozległ się jego głos:
- Jeszcze się doigrasz ty suko!- Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Zdążyłam tylko wtulić się w Maksa i wyszeptać:
- Zabierz mnie stąd.

poniedziałek, 17 marca 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.8

          Witam wszytkich! Jest.. Kolejna część, dość długo wyczekiwana... Po mału, po mału i coś idzie wyskrobać. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania :)


                              Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.8


               - Ala ..- Zapytał mnie kiedy jechaliśmy na kolację do Leona.
- Hmm?- Spytałam i odwróciłam głowę w jego stronę.
- Co byś powiedziała na dwu tygodniowu urlop i wyjazd do Szwajcari? Chciałbym powiedzieć moim rodzicom..- Zaskoczył mnie.. Ale tylko tak troszeczkę. Wiedziałam, że Maks w końcu będzie chciał abym poznała jego rodziców. Nie myślałam, że aż tak szybko to nastąpi. W końcu mógł mieć jakieś wątpliwości... Miałam męża. Niestety... W pewnym momencie miałam chwilę zwątpienia. Jednak przeszło mi to dość szybko. Z Kamilem nie spałam od sześciu miesięcy, więc to nie jest możliwe, aby to on mógł być ojcem. To musi być człowiek, który siedzi koło mnie. Nie ma innej możliwości.
- Bardzo chętnie, ale pojutrze mam pierwszą rozprawę. Znając Kamila to nie będzie krótka droga.. A może jak się dziecko urodzi? Albo mam lepszy pomysł.. Niech oni pzyjadą tutaj.
- Też nad tym myślałem, ale ojciec jest po operacji. Nie może się zbytnio przemęczać. Ale może masz rację? Pojedziemy jak się Kellerątko urodzi.
- Kellerątko?- Wybuchłam śmiechem.
- No, a co? Powiedz mi może ,że nie?
- Tak,tak.- Wysypałam kiedy zaparkowaliśmy pod domem Jasińskich.
                                                             
                                                                              ***

             - Cześć dzieci, co tak długo?
- Korki tato, korki.- Od powiedziałam.
- Chodźcie szybko, bo wystygnie Wam całe jedzenie.
       
                Po zjedzonej kolacji przenieśliśmy się do salonu. Wszyscy opowiadali o spędzonym dniu w pracy, operacjach, pacjentach , a ja wsłuchiwałam się we wszystko z zaciekawieniem. Filip musiał wyjść wcześniej bo przyjechała do niego siostra z niezapowiedzianą wizytą. Miły jest.. Przystojny... Mogliby być razem.. A "mój' Maks cały czas rzucał mi ukradkowe spojrzenia ,ale ja go ignorowałam. Długo jednak nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. O koło dwudziestej drugiej razem z moim " chłopakiem" zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Jak się to okazało nie było takie proste. Beata zaczęła się upierać abyśmy zostali, bo po nocy nie wypada jeździć. Wymyślała to coraz bujniejsze wymówki. W końcu doszliśmy do rozwiązania. Ja zostałam, a Maks pojechał do siebie. Umówiliśmy się na popołudnie.
Pomogłam sprzątać ze stołu. Nie miałam jednak na tyle odwagi, aby ujawnić im prawdę na temat ciąży. Nie wiem co było dla mnie oporą. To była moja rodzina.. Fakt... Nie znamy się jakoś strasznie długo, ale znam ich na tyle dobrze, że można im bezgranicznie zaufać.
 
                                                                ***

                 Leżałam w łóżku i myślałam ile wydarzyło się w moim życiu w tak krótkim czasie. Moje oczy powoli zamykały się, gdy nagle do pokoju weszła moja siostra.
- Śpisz?
- Nie..- Od powiedziałam i podciągnęłam się wyżej, aby mogła usiąść.
- Możemy porozmawiać?
- Pewnie.
- To może ja zacznę. Jakie wrażenie zrobił na tobie Filip?
- Znakomite.
- Poważnie?
- Mhm...
- A jak myślisz? Co myśli na ten temat tata?- Przykryła się kołdrą i położyła obok mnie.
- Według mnie to bardzo dobrze... Nawiązał z nim kontakt... Rozmawiali.. Było spoko..
- Też mam taką nadzieję...Kochasz Go?
- Kogo?- Spojrzałam na Beatę.- Maksa?
- No tak.
- Pewnie,że go kocham. Muszę Ci coś powiedzieć.. Ważnego... Jestem w ciąży.- Beata zastygła w bezruchu, a ja odetchnęłam z ulgą. Cały mój niepokój ulotnił się w kosmos.
- Wspaniale! Maks wie?
- Wie.
- Jejku.. Siostra... Czemu ty mi wcześniej nie powiedziałaś?
- Bałam się. Sama nie wiem czego.
- Jesteśmy rodziną. Wiesz o tym? Wiesz. No właśnie to czego się bałaś?Przecież teraz musi być już tylko lepiej.- Przytuliła się do mnie i po nie całych dwóch minutach, zasnęła. Uśmiechnęłam się sama do siebie i gratulując sobie po raz kolejny wspaniałego mężczyzny. Po czym poszłam w ślady mojej siostry.
       
                                                                  ***

               Poczułam delikatne smyranie po nodze, a następnie usłyszałam krzyk mojej siostry.Zarwałam się, a przy łóżku zauważyłam uśmiechniętego Maksa.
- Maks!!- Wykrzyknęła Beata.- Obudziłeś mnie! Nienawidzę Cię!- Krzyknęła i wybiegła z pokoju.
- Cześć kochanie. -  Podszedł do łóżka i położył za moimi plecami.
- Co ty tu robisz?
- Niespodziankaaa. Podoba Ci się?
- Bardzo- Od powiedziałam, po czym pocałowałam Go.
- Słuchaj... Bo tak sobie myślałem wczoraj jak byłem sam... Nie chciałabyś ze mną zamieszkać?- Nie spodziewałam się , że tak szybko mi to zaproponuje. Odwróciłam się w jego stronę i podparłam się na łokciu nie ukrywając zdziwienia. Rozchyliłam delikatnie usta, a on od razu wpił się w nie. - Właśnie takie poranki chce mieć codziennie.- Powiedział do mnie szeptem.- To co?
- Zgadzam się. - Przyciągnęłam go do siebie i jak najmocniej się w niego wtuliłam.



środa, 5 marca 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz. 7

                 Witajcie! Ojej... Troszkę długo mnie tu nie było, za co ogromnnie Was przepraszam.. Po prostu mam ogrom nauki... Post ten napisałam już dawno, ale nie byłam w stanie Go opublikować , bo miałam go napisanego w zeszycie... Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie , ale nie chcę wtawiać byle jakich postów, które mają jeden akapit... Wolę wstawić raz na dwa tygodnie jeden, a porządny post.. To tyle wytłumaczenia z mojej strony.. Mam nadzieję, że będzieciewyrozumiali... Z góry dziękuję ;) I zapraszam oczywiście do czytania i wyrażenia swojej opinii ;)


                  Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.7
                      

                                                                       ***
               W następny dzień dostałam wypis ze szpitala oraz zwolnienie  na następny tydzień. Maks zajmował się mną tak, aż nawet czasamiprzekraczało to granice normalności. Niekiedy stawało się to lekko denerwujące... Ale zawsze nabierałam do tego optymistycznego spojrzenia. Przecież z Kamilem nigdy w życiu bym takiego uczucia nie doznała. Kiedy zawsze zabierałam się na to aby powiedzieć Maksowi o ciąży to zawsze mi coś przerywało. Wiem jednak, że  ta informacja bardzo by go ucieszyła.
                                                                     ***

                 Stałam pod szpitalem,  czekając na Kellera.. Wiem,wiem, że to dość spory kawałek od Maksa do Copernicusa, ale ja już nie mogłam wytrzymać psychicznie w domu. Niby nie mieszkałam u Maksa , ale i tak większość czasu spędzałam u niego...
Czekałam jeszcze chwilę, gdy nagle zauważyłam wychodzącego Maksa... Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym chciałam podnieść rękę aby mnie szybciej zauważył. Jednak jemu nie było to potrzebne. Podszedł do mnie i musnął moje usta.. Nagle zauważyliśmy jak podchodzi do nas Leon.
- Cześć dzieci...
- Hej.. - Odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Wpadniecie dzisiaj do nas wieczorem? Będzie Beata z Filipem.
- No w sumie moglibyśmy wpaść. - Powiedział Maks.
- To jesteśmy umówieni? W takim razie widzimy się wieczorem. Do zobaczenia.
- Pa. - Odpowiedziałam.
Złapałam Maksa za rękę i ruszyliśmy w stronę niewielkiego parku.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?- Spytał mnie, kiedy usiedliśmy na jednej z ławek. Nie ukrywałam wtedy zdziwienia.
- Maks... To było takie nagłe... Dowiedziałam się o tym jak leżałam w szpitalu... Nie miałam pojęcia jak mogę Ci o tym powiedzieć..
- Zaraz, zaraz. Moment, moment o czym ty mówisz?
- No mówiłeś , że już wiesz..- Zastanawiałam się dlaczego moja odpowiedź go tak zdziwiła.
- Chodziło mi o przeszczep. Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?- O Boże.. Ale wtopa!
- Maks... Nie chciałam Cię martwić.- Wysypałam zastanawiając się jak może brzmieć kolejne pytanie.
- Ale Ala... Co ty w ogóle sobie wyobrażasz.. Kocham Cię.. Głuptasie... A tak z innej strony o czym ty mówiłaś?
- Maks...-Położyłam swoją dłoń na brzuchu i spojrzałam na niego spode łba.. Uśmiechnęłam się.. Nagle na jego twarzy pojawiło zdziwienie, a następnie szeroki uśmiech.. Nie musiałam już nic mówić.
- Żartujesz? - Pokiwałam przecząco głową... To wspaniale!- Wziął mnie na ręce ( Tak jak pannę młodą) i zaczął iść przed siebie.
- Maks puść! Proszę!- Posłusznie postawił mnie na ziemi i zatopił się w moich ustach.
- Kocham Cię. - Wyszeptał , kiedy już stykaliśmy się czołami.
- Ja ciebie też.- Nagle pociągnął mnie za rękę i ruszył szybkim tempem.
- Chodź, zbieramy się. Słuchaj.. Musimy powiedzieć Leonowi, Beacie, moim rodzicom.. Trzeba kupić łóżeczko, nosidełko, ubranka,pomalować pokój..
- Stop! Maks to dopiero początek ciąży.  Spokojnie ze wszystkim zdążymy.
- Ale Alicja to nie jest takie proste. A... I jeszcze jedno... Jedna operacja na tydzień, aż do szóstego miesiąca... A potem...
- A potem?
- A potem...
- A potem?
- Potem będziesz siedzieć w domu.
- Maks... Nie tylko nie to... Żartujesz?- Stanęłam w miejscu i tupnęłam nogą- Nigdzie z tobą nie idę!- Powiedziałam, kiedy zaczął się ze mną szarpać.
- W takim razie... Nie pozostawiasz mi innego wyboru. - Wziął mnie na swoje plecy ( Tak zwanego ' na barana' ) i ruszył przed siebie.
- Maks! Zostaw!
- Nie wierzgaj tak tymi nogami, bo nie mogę Cię utrzymać. - Pocałowałam go w szyję, a potem w polik.
- Kochany jesteś- powiedziałam mu, szepcząc- Poczerwieniałeś- Uśmiechnęłam się.
- Ja? No coś ty...
- Ale naprawdę... Jak burak..
- Sądzisz , że jestem burakiem?- postawił mnie na ziemi.
- Ale ja lubię buraki.
- A umówisz się w sobotę z burakiem?
- Z moim burakiem?Zawsze- Po czym pocałowałam go namiętnie.
                                                                        ***


niedziela, 23 lutego 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.6

       
           Cześć kochani! Już dzisiaj pierwszy odc. na Tvn Player, kto się cieszy? Aby trochę skrócić ten męczący i dłużący się czas, zapraszam Was na kolejną część. Myślę, że będziecie zadowoleni :)
 Życzę miłego czytania i oczywiście oglądania ;)



                                 Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.6


                     Nagle poczułam jak moje ciało zostaje przenoszone na łóżko, po czym zostałam przykryta kołdrą. Słyszałam głosy mojej siostry i Maksa, jednak nie mogłam otworzyć oczu. Wszystko słyszałam, czułam , ale nie mogłam pokonać tej jedynej bariery.. Moich oczu, które znajdowały się wtedy pod strasznie ciężkimi powiekami. A wracając do jednaj z poprzednich rzeczy...Czułam...No właśnie. Był to chyba uścisk Maksa.... Na pewno to był on. Jego ręce są wyjątkowe jak nikogo innego.Słyszałam również jak mówił mi , że mnie kocha- nawet tak po niewielu spotkaniach. Mimo tego, że to ja zerwałam z nim wszystkie kontakty, to on czuwał przy moim łóżku mówiąc, że wszystko będzie dobrze...

                                                                         ***

                        Obraz stawał się coraz bardziej wyraźny. Zaczęłam szybciej mrugać oczami, aby wszystko móc zobaczyć. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam Maksa. Spał z głową położoną na moich kończynach dolnych. Mimo tego , że spał to uścisk jego dłoni był nadal mocny- tak jak wcześniej. Lekko uniosłam prawą rękę do góry i delikatnie dotknęłam Maksa. Sprawiło to , że od razu jak poparzony się obudził- a może ocknął?
Uśmiechnęłam się delikatnie do niego, a on odwzajemnił gest.
- Maks... - Wyszeptałam ledwo słyszalnie.
- Wszystko wiem... Beata...
- A mówiła Ci o moim mężu?- Zaczęła się nie pewnie podnosić, ale ten od razu mnie powstrzymał.
- Spokojnie... Leż i niczym się nie denerwuj...Wiem wszystko...
- Wybaczysz mi?- spytałam
- No jasne , że tak. Od razu się domyśliłem, że coś jest nie tak. Przesuniesz się trochę? Bo na tym krześle jest nie zbyt wygodnie.
- Chodź.- Przesunęłam się prawie na koniec łóżka, ale Maks po sekundzie przysunął mnie do siebie- Pocałuj mnie.-Oznajmiłam. Keller oczywiście spełnił moją prośbę i jakby bojąc się, że zrobi mi krzywdę delikatnie pocałował. Odsunął się ode mnie i wtulił się w moje włosy. Przy nim czułam się bezpiecznie. Kochałam go za to , że po prostu był.

                                                                           ***

                        Otworzyłam oczy i poczułam mocny ból brzucha. Zgięłam się w pół, po czym pobiegłam jak najszybciej do łazienki.Zwymiotowałam. Domyślałałam się czym to może być spowodowane... Ale to było tylko raz... Jest jedna szansa na milion.... To nie może być ta... A może zwyczajnie się zatrułam? Ale przecież nie wczoraj takiego nie jadłam co mogłoby spowodować poranne mdłości. Wyszłam z pomieszczenia, idąc powoli przez oddział. Mimo tego, że nie była zbyt wczesna pora ,to i tak było tu mało osób. Weszłam do sali i zauważyłam Piotra, przeglądającego moją kartę:
- Coś się stało?- spytałam, siadając na łóżku.
- Mam wyniki.
- Dobre czy złe?
- Chyba dobre- uśmiechnął się- jesteś w ciąży.
- Naprawdę?- Mimo tego , że jeszcze pięć minut temu miałam wątpliwości czy jestem gotowa zostać matką, to teraz już ich nie miałam. Wiedziałam, że teraz jestem odpowiedzialna za  dwa życia... Za mnie i za malutką istotkę, które noszę pod sercem.
-To tym były spowodowane e wszystkie omdlenia. Teraz musisz  o siebie dbać.
Nagle drzwi szeroko się otworzyły, a do sali wpadł mój mąż. O dziwo trzeźwy.
- Co? W jakiej ciąży? Spałaś z nim idiotko?
-Kamil...
- Proszę , stąd wyjść!- Powiedział stanowczym tonem Piotr.
- Znowu mi Pan rozkazuje?- Kamil nie zapanował nad swoimi emocjami. Uderzył Wanata w twarz. Zasłoniłam oczy rękoma. Nie chciałam na to wszystko patrzeć. Po chwili do sali wbiegła ochrona i wyciągnęli z niej Kamila siłą. Piotra zabrała dr Żelichowska, a do mnie natychmiast przybiegł Maks.
- To był on?
- Mhm...- Powiedziałam, a łzy same wydostały się na zewnątrz. Maks przytulił mnie najmocniej jak się tylko dało.
- Nie bój się.... Wszystko będzie dobrze...
Kochałam Maksa za to , że tak się mną opiekował i dziękowałam Bogu, za to , że spotkałam tak wspaniałego człowieka- nawet poznanym w tak beznadziejnych okolicznościach. Zastanawiałam się tylko jak mu powiedzieć o ciąży...

piątek, 21 lutego 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.5

             
 
                                 Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.5
                                                    ***
              Kolejne dni opierały się przeważnie tylko na płaczu i patrzeniu przez okno w nie określony punkt. Akurat przez owe dni codziennie padało co jeszcze bardziej mnie dobijało. Zastanawiałam się tylko nad jednym: Jak mogłam być tak głupia, żeby związać się z człowiekiem , który tak naprawdę w domu pokazywał swoje prawdziwe oblicze. No ale... " Szczęście człowieka oślepia." - Jak to mówi owy cytat. Na początku w ogóle nie pomyślałam, że to może być prawdą... Jednak trzeba to przeżyć samemu, aby dowiedzieć się jak bardzo to boli...
Najbardziej bolało mnie to ,że musiałam ograniczyć kontakty z Maksem wyłącznie do zawodowych... Z dręczących mnie prze ostatnie dni pytania, wyrwało pukanie do drzwi:
- Mogę?- Spytała mnie brunetka z burzą loków.
- Tak,tak- powiedziałam i podciągnęłam się do góry, aby moja siostra usiadła na drugim końcu łóżka.
- Wiesz, że.jutro kończy Ci się urlop? Będziesz musiała iść do domu, aby wziąć sobie ubrania i dać przede wszystkim pozew rozwodowy Kamilowi.
- Wiem, wiem... Tylko najgorsze jest to, że zerwałam wszystkie kontakty z Maksem.
- Co zrobiłaś?- Zapytała mnie z nie dowierzaniem.
- Zerwałam z nim prywatne kontakty. To było takie nagłe. Nie wiem co się wtedy ze mną działo. Kamil powiedział, zew jak nie zerwę z nim kontaktów to wsadzi go do więzienia i... I.... Zrobiłam to pod wpływem impuls, a teraz nie mam pojęcia jak to odkręcić.
- Siostra, on Cię kocha.
- Skąd masz taką pewność?
- Chodzi po szpitalu jak" chodząca śmierć". Jest blady, a do pacjentów nie podchodzi już zawsze uśmiechnięty.
- No, tak... Ale boję się do niego zadzwonić. Może pomyślał, że chciałam się z nim tylko zabawić. A to on, przecież uratował mi życie.
- Alicja... Ja mu wszystko na spokojnie wytłumaczysz, to na pewno Cię zrozumie... Słuchaj , że nie za bardzo zbiera Ci się do wyjścia, także ja pójdę po twoje ciuchy i położę na stole w kuchni pozew. A ty się jakoś umaluj, ubierz i uczesz bo zabiorę Cię później na gorącą czekoladę.
- Dzięki... A czemu akurat na czekoladę?
- Bo mam na nią straszną ochotę.Pa.
- Na razie i jeszcze raz dziękuję.
                                                                      ***
     Następnego dnia...

                       Stoję przed szpitalem i ktoś zatrzymuje mnie nie pozwalając do niego wejść. Odwracam się i widzę ledwo stojącego na nogach Kamila:
- Co ty tutaj robisz? Pamiętasz o naszej umowie? Miałeś nie pzychodzić do mnie, kiedy jestem w pracy.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Jaki rozwód? Jaki pozew?
- Ile wypiłeś?
- Przecież ja nic nie piłem.- Zaczął się ze mną szarpać.
-Idź stąd! - Powiedziałam.
- Nigdzie nie idę.- Na moje szczęście akurat do szpitala szedł Piotr. Krzyknął na mojego męża , ten od razu opuścił parking szpitala. Podziękowałam mu i udałam się do szatni.
Jak on mógł mi w ogóle coś takie zrobić? Umawialiśmy się, że nie będziemy przeszkadzać sobie w pracy. Ale wielkiego Pana prokuratora zostawiła pewnie kochanka... I żona. Dlatego miał powody do świętowania. Z natłoku myśli, które wciąż rosły i rosły w mojej głowie, wyrwał mnie głos Guły, który oznajmił , że pilnie potrzebują chirurga naczyniowego. Pobiegłam za nim i tam wszystkie złe wspomnienia zeszły na drugi plan. Na sali operacyjnej trzeba być opanowanym.
Po dziecięciu godzinach wyszłam z bloku ledwo stojąc na nogach. Na szczęście nie operowałam z Maksem. Skierowałam swoje kroki do toalety, aby obyć twarz. Kiedy chciałam odkręcić kurek z zimną wodą zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam tylko jak osuwam się na ziemię... A potem... Potem to już była tylko ciemność.

niedziela, 16 lutego 2014

Opowiadanie.

 Cześć. Nie przybywam dzisaj z kolejną częścią opowiadania. Z tego powodu, że jutro zaczyna się szkoła, notki będą pojawiać się nieregularnie dlatego , że piszę ję na biężąco. Kolejną część nie mam pojęcia kiedy dodam. :/
 Z góry dziękuję za zrozumienie.

czwartek, 13 lutego 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście.. cz.4

       Cześć... Na początek chciałam Wam strasznie podziękować za te wszystkie komentarze i opinie na temat tego nowego opowiadania... Ale z góry mówię Wam , że notki będą się pojawiać co cztery dni... Wcześniej nie dam rady.. Opowiadanie piszę na biężąco , i kiedy się chce , żeby coś sensownego wyszło , potrzeba czasu...Z góry dziękuję za wyrozumiałość i zapraszam do czytania. ;)


                                 Koszmar za koszmarem i nagle szczęście.. cz.4

         
Obudziło mnie delikatnie muskanie po twarzy...Otworzyłam oczy i ujrzałam nademną uśmiechniętego Maksa.:
- Dzień dobry kochanie.
- Hej...
- I jak się spało?
- A bardzo dobrze. Dziękuję.- Powoli zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Poczułam delikatne muśniecię moich warg.. Przyciągnęłam go do siebie. Tak , że przyległ do mnie całym ciałem.. Z początku deliktny pocałunek przerodził się w namiętny i pełen uczuć... Po kolei zaczęliśmy pozbywać się swojej garderoby, żeby zaraz stać się jednością... I tak właśnie się stało.. Od początku zanalęźliśmy  wspólny rytm, a na samym końcu utonęliśmy w morzu pocałunków...

***

        Powoli mój rytm serca wracał do normy. Leżałam wtulona w Maksa, zastanawiając się co przed chwilą zrobiłam... Znam tego faceta góra trzy dni, a już z nim sypiam. Ale... Ja się zakochałam. Wiem może to wydaje się dziwne , ale ja kocham tego faceta. To nie jest takie samo uczecie jak do Kamila.No właśnie Kamil. Boję się wrócić do domu..Ale w końcu kiedyś muszę..Z zamyśleń wyrwał mnie Maks:
- Zjemy coś?
- Tak.- Odpowiadam uwodzicielskim głosem.
- A tu mnie zaskoczyłaś.- Pocałował mnie wyszedł do kuchni.Wstałam i zaczęłam zbierać porozrzucane ciuchy z podłogi. Ubrałam się i skierowałam swoje kroki do kuchni.
- Myślałem , że zjemy w łóżku.
- Mam sprawę do załatwienia.. Totalnie o niej zapomniałam. Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Zjem sam.- Zaczał udawać zrozpaczonego.- Jak samotny mężczyzna. Bez kobiety u boku.
- Ojejej.. Wynagrodzę Ci to.- Pocałowałam Go i nacisnęłam klamkę, kiedy nagle poczułam uścisk na dłoni.
- Obiecujesz?- Powiedział szeptem.
- Obiecuję.- Przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.
     

***

     Byłam już po domem. Nogi się podemną ugięły.. A ręcę zaczęły drżeć. Cholernie się bałam.  Co ja mam mu powiedzieć?Może , że spałam u Beaty? Nie, nie, nie... To by było zbyt oczywiste. Przejrzy mnie... To może u Sylwi? Do niej nie ma numeru, także nie sprawdzi mnie. Otworzyłam drzwi i zdjęłam płaszcz. Usłyszałam odgłos wyłączanego ekspresu do kawy.Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale podtrzymałam się ściany i uchroniłam przed upadkiem. Wyprostawałam się i ruszyłam do jasnego pomieszczenia.
- Alicja?
- Tak.
- Gdzie ty do cholery byłaś?
- U Sylwii.
- Gdzie byłaś?!
- U Sylwii.
-Pytam jeszcze raz! Gdzie do jasnej cholery nocowałaś?!
- U Sylwii.
- Kłamiesz idiotko.- Po raz kolejny zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ale teraz nie od strachu. Poczułam pieczenie w okolicach lewego oka.- A może ty kogoś masz?
- No coś ty.
- Masz kogoś?!
- Nie.
- Czyli masz!Myślałaś, że się nie dowiem?Jak tak to jesteś głupia!
- Nie masz żadnych dowodów!- Poczułam kolejne pieczenie tym razem  koło lewego ucha.
- Jeszcze będziesz , ze mną dyskutować czy powiesz mi prawdę.- Chciałam wybiec , ale on mi to uniemożliwił.- Masz do niego iść i powiedzieć , że zrywasz wszystkie kontakty. Bo jak nie to wsadzę go do więzienia.
- Nie zrobisz tego!
- Uwierz. Zrobię. A teraz idź do pracy! Nie chcę Cię widzieć.
    Wyszłam na dwór i zakryłam lewy polik szalikiem oraz założyłam okulary. Nie mogę pozwolić na to , aby Maks poszedł do więzienia. Kocham Go i nie pozwolę na to.

***

  Dzisiaj nie byłam w pracy. Zadzwoniłam do Eli, że chcę wziąć dwa dni urlopu. Maks dzwonił cały dzień, a ja siedziałam w pokoju Beaty nigdzie nie wychodząc. W końcu zdecydowałam się i wykręciałam numer do Maksa.
- Alicja czemu ty nie odbierasz. Już myślałem , że coś Ci się stało....
- Maks...
- Alicja ty płaczesz?
- Musimy zerwać kontakt. Nie możemy się już więcej spotykać.
- Alicja co się stało? Wytłumacz mi.
- Cześć.


niedziela, 9 lutego 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.3



                                Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.3
         

                  - Dziękuję Maks.- Powiedziałam jeszcze raz.
- Nie ma za co.. Każdy normalny facet postąpił by tak samo.
- No ja na dotychczas spotykałam samych beznadziejnych facetów.Aż pojawiłeś się ty.- Powiedziałam pod nosem.- Pa.
- Na razie.. Polecam się na przyszłość- Uśmiechnął się do mnie.

            Szłam uliczkami Torunia, nie wiadomo dokąd zmierzając. Słońce co jakiś czas przebijało się przez chmury. A miasto tętniło życiem. Dzieci spieszyły się do szkoły. Dorośli do pracy. A ja siedziałam na jednej z ławek i wszystko obserwowałam.. W tym momencie nigdzie mi się nie spieszyło. Dyżur miałam dopiero  popołudniu, ale nie mogłam wrócić do swojego domu. Nie wiadomo jakby zareagował , że nie byłam w domu na noc. A poza tym nie chcę na razie się z nim widzieć. Postanowiłam , że pójdę do Beaty. Tam na pewno znajdą się jakieś moje ubrania. Kiedy byłam już po drzwiami, otrzepałam buty ze śniegu i delikatnie zapukałam. Otworzyła mi Pani Sabinka, mówiąc , abym weszła czym prędzej do środka , bo mogę się jeszcze przeziębić. Spytałam czy jest Beata. Gosposia odpowiedziała mi, że jeszcze śpi. Weszłam po cichu po schodach i  uchyliłam drzwi. Zauważyłam , że moja siostra nie śpi tylko wpatruję się w jakiś nie określony punkt:
- Hej.. - Powiedziałam szeptem , a ta natychmiast odwróciła się moją stronę.
- Cześć.- Powiedziała i lekko się uśmiechnęła.
- O czym tak myślałaś? - Zapytałam się , siadając obok niej na łóżku.
- O tobie.
- Czemu?
- Boję się o Ciebie. Cholernie się boję. - Położyła głowę na moich kolanach i zaczęła płakać.
- Ej.. Młoda... Weź nie płacz.
- Ale nie rozumiesz tego , że ja się o Ciebie boję. Że pewnego razu ten gnój może zrobić Ci coś złego.. Mało jest takich psychopatów? A  w ogóle jak tam? Rozmawiałaś z nim?
- Nie.
- Jak to nie?
- Nie spałam w domu.
- To gdzie?
- U takiego wspaniałego mężczyzny.- Beata podniosła głowę i wytrzeszczyła oczy.
- Jak to?
- Długa historia. Kiedyś Ci o niej opowiem. A masz jakieś moje ciuchy , bo muszę się umyć i naszykować do pracy.
- No pewnie , że mam.- Powiedziała już nieco bardziej radosna.

***

        Byłam już pawie przy drzwiach wejściowych, kiedy zauważyłam , że znad przeciwka zmierza w moją stronę znajoma twarz.
- Ty tutaj?
- Co za miłe spotkanie.- Uśmiechnął się.
- Nie myślałam , że będziesz pracował akurat w tym szpitalu.
-Oprowadzisz mnie później po nim?
- Oczywiście. To pewnie jesteś ty... - Zamyśliłam się, a Maks otworzył drzwi.
- Ale co ja?
- Nic, nic.
- No powiedz.
- Moja siostra wczoraj mówiła , że będzie tu pracował jakiś młody, przystojny lekarz...
- Uważasz , że jestem przystojny?- Powiedział uwodzicielskim głosem.
- Tak..
- Czy ja się tu komuś podobam?
- Ale dlaczego od razu podobam? Jesteś przystojny i opiekuńczy...
- Bo widzę jak na mnie patrzysz.- Uśmiecha się.- Kolacja?- Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo zrobił to za mnie.- Tak? To wspaniale. Widzimy się o siódmej. Pod szpitalem.- Zostawił mnie samą z natłokiem myśli na środku korytarza. Może ja naprawdę się w nim zakochałam? Ale czy to możliwe , żeby człowiek zakochał się tak od pierwszego wejrzenia? Zastanawiałam się nad tym dosyć długo, ale w końcu nadszedł czas pracy... Tu nie można być rozkojarzonym...
    Dyżur nie zaliczał się do tych najgorszych. Tym bardziej z perspektywą wspaniałego wieczoru.. Tylko co ja powiem Kamilowi? No ale on też mnie przecież zdradza.. Nie muszę mieć skrupułów... Wychodzę przed szpital i widzę go.. Stoi z bukietem róż koło swojego samochodu. Podchodzę powoli do niego i delikatnie się uśmiecham:
- Hej. - Po czym przelotnie musnęłam jego policzek..
- Możesz jeszcze raz? Bo nie usłyszałem...
- Wariat..
- Możesz mi mówić po imieniu. Proszę.
- Zastanowię się.
- Wsiadaj. Zabieram Cię.
- Dokąd?
- Tajemnica.
   Podczas jazdy nie odzywamy się do siebie, ale cały czas ktoś rzuca sobie ukradkowe spojrzenia. Nagle podjeżdżamy pod jego dom... Zaskoczył mnie. Myślałam , że gdzieś pójdziemy. Wchodzimy na górę, a moim oczom ukazuje się nakryty stół z przeróżnymi potrawami.
- Nie mówiłeś , że lubisz gotować.
- Nie było okazji. Siadaj.
- Wygląda smacznie.
- I mam nadzieję , że będzie tak również smakować.

 - Pyszne.
- Dziękuję bardzo.
- Dlaczego ty się tak  w ogóle o mnie troszczysz?
- Bo mi się podobasz.. Nie ukrywam tego.
- Mam męża. Ale rozwodzę się.
- To dobrze. Po tym rozwodzie ktoś będzie musiał się tobą zaopiekować.
- Znakomicie sobie poradzę.
- Nie wątpię. Ale służę pomocom. Chodź do salonu.
- Maks... Dziękuję.
- Już Ci mówiłem , że nie ma za co.- Odpowiedział siadając obok mnie na kanapie.
- Jest.- Zaczęłam zbliżać swoją twarz do jego. Wtedy to nie byłam ja coś mną kierowało. Delikatnie go pocałowałam , a on odwzajemnił pocałunek.
- Yyy.... Na czym skończyliśmy?- Zapytał się kiedy odsunęłam się od niego na minimalną odległość.
- Nie mam zielonego pojęcia. Przy tobie wariuję.
- Ja tak samo- Przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować. Nie opierałam się.Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam rozpinać guziki od jego koszuli. On rękoma przycisnął mnie do siebie.. Było tak wspaniale. Nagle zadzwonił telefon.
- Przepraszam.
 Spojrzałam na wyświetlacz. To mój mąż.
- Cześć.
- Alicja! Gdzie ty do cholery jesteś?
- Nie twoja sprawa.
- Co?! Jak ty się do mnie odzywasz.
- Widzimy się jutro popołudniu.Cześć.
Wróciłam do Maksa i usiadłam obok niego. Maks powiedział , że chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o mnie.. Zaczęłam mu opowiadać, a później przyszła kolej na niego.. Po skończonej opowieści, zasnęłam wtulona w jego ramiona. Jednak tego wieczoru nie dokończyliśmy, tego co zaczęliśmy...

środa, 5 lutego 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.2



                              Koszmar za koszmarem i nagle szczęście...cz.2

 
       - Alicja ! - usłyszałam kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki.
- Heeejjjj.- Powiedziałam przeciągle.
- Dziewczyno dzwonie do Ciebie od wczoraj wieczora, a ty w ogóle nie odbierasz. Myślałam , że coś Ci się stało.
- Beata. Nie denerwuj się. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- To dlaczego nie odbierałaś?
- Długa historia.
- To przyjdź do mnie i wtedy porozmawiamy.
- Dobra. Bedę za 20 minut.- Rozłączyłam się.
 Wstałam z łożka i poszłam po cichu na górę.Weszłam na palcach do garderoby tak aby nie obudzić Kamila i wzięłam najpotrzebniejsze części garderoby. Udałam się do łazienki i dokładnie zamaskowałam siniaka.  Kiedy zakładałam kurtkę usłyszałam skrzypienie łóżka. Po cichu zamknęłam drzwi i jak najszybciej odjechałam.

***
- Hej.- Powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Cześć. Chodź siadaj.
- Idę , już idę.
- To co się takiego stało , że nie mogłaś wczoraj odebrać telefonu?- Zapytała się mnie moja siostra kiedy wygodnie usadowiłam się w fotelu.
- Kiedy przyszłam do domu, Kamil przygotował dla mnie kolacje.. I zabrał mi torbę wraz z telefonem. Przeprosił mnie za to co zrobił mi rano. Po zjedzonej kolacji, przenieśliśmy się do pokoju i wtedy mu powiedziałam, że chce wziąć rozwód. On starsznie się wkurzył i uderzył mnie w prawy polik.. Potem trochę na mnie pobluźnił i poszedł spać na górę. Ja też poszłam spać i po prostu  nie słyszałam telefonu.
- Dobrze zamaskowałaś tego siniaka bo ledwo go dojrzałam- Uśmiechnęłam się lekko.- Ala.
- Hm?
- Bardzo dobrze zrobiłaś- uśmiechnęła się.- Może pomogę Ci jakoś złożyć papiery?
- Nie , nie poradzę sobie.Tylko chciałabym , żebyś jutro czy pojutrze poszła ze mną do domu i wtedy ja z nim będę rozmawiać , a ty po prostu będziesz stać obok. Przy tobie mnie nie uderzy.
- Oczywiście. Nie ma żadnego problemu.
- To ja już pójdę.- Nie pewnie wstałam i lekko ugięły się podemną nogi. Zbagatelizowałam to i ruszyłam dalej.
Wysiadłam z samochodu i otworzyłam drzwi. Przy półce na buty zobaczyłam jakieś damskie kozaki. Na pewno nie moje. Zdziwiłam się. W salonie ani w kuchni nikogo nie było. Skierowałam sowje kroki na górę, To co zobayczyłam przerosło mnie. W moim własnym łóżku leżała jakaś obca baba z Kamilem. Oboje na pół rozebrani. Z hukiek zamnknęłam drzwi i wybiegłam przed dom. Co za dureń. To , że mnie bił to inna sprawa... Ale... Żeby mnie zdradzał... Tego już był za wiele... Telefon i torbę zostawiłam w domu... Ruszyłam przed siebie. Spacerowałam uliczkami ciemnego Torunia układając sobie wszystko w logiczną całość... Bogaty, z dobrą pracą i naiwną żoną... Właśnie takie typy zdradzają najczęściej.. Była może dwudziesta pierwsza, kiedy dotarłam nad most.. Skoczyć? Bez sensu... Ale to załatwiło by moje wszystkie porblemy.... Wychylałam się raz mniej , raz więcej przed barierkę... Wtedy chciałam popełnić samobójstwo.. Wychyliłam się mocno i podskoczyłam lekko nogami... Nagle poczułam uścisk w pasie i jak ktoś stawia mnie ziemii... Bladą twarzą odwróciłam się do nieznajomego... Miał przerażone oczy, nie mniej jak i ja.
- Co Pani chciała zrobić?
- Sama nie wiem... Do widzenia...
- Nie, nie, nie nigdzie Pani w takim stanie nie puszczę..
- Niech mnie Pan zostawi. - Powiedziałam nico głośniej i zaczęłam się wyrywać.
- Spokojnie.Ja chcę tylko Pani pomóc.
- Ale ja nie potrzebuje Pana pomocy!.- Poczułam jak przyciągnął mnie do siebie, i wtulił w swój tors. Zaczęłam płakać w rękach nieznajomego.. Po paru minutach czując , że powoli się uspokajam, odsunął mnie od siebie i złapał za rękę.. Zaprowadził mnie do jakiegoś domu... Jak na samotnego mężczyznę , potrafi sprzątać.
- Dziękuję.- Powiedziałam nieśmiało.
- Za co?
- Za to , że nie pozwolił mi Pan skoczyć.
- Wie Pani, jako lekarz , nie mogłem pozwolić na to , aby Pani skoczyła.
- Jest Pan lekarzem?
- Tak a co?
- Nic.. Ja też..
- Naprawdę?
- Tak.
- Może przejdziemy na ty?
- Alicja.- Wyciągnęłam rękę spod koca , którym mnie wcześniej okrył.
- Maks. Miło mi.
- Mnie również.- Nagle oczy zaczęły wypełniać się łzami.
- Nie płacz... Ej..- Przytulił mnie do swojego torsu , pocałował w głowę i powiedział , że wszystko będzie dobrze.... To było takie... Takie.... Wspaniałe uczucie...

sobota, 1 lutego 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.1

     

                             Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.1

               - Alicja!- Krzyknął rozzłoszczony Kamil.- Dlaczego ten obiad jest w połowie zimny?- Przeniósł wzrok na mnie.- Czy ja mówię do ściany?
- Odgrzewałam Ci obiad pół godziny temu, ale nie przyszedłeś zjeść tylko grałeś na komputerze.. Wczeniej był ciepły..
- Ale teraz jest zimny...
- Ja zrobiłam co mi kazałeś. To ty nie przyszedłeś w po..- Nie zdążyłam dokończyć , bo zobaczyłam jak nowiutki talerz z czystej, białej porcelany roztrzasnął się na ciemnych panelach...- Przepraszam... - powiedziałam cicho.
- Idę zjeść do restauracji...
    Zaczęłam sprzątać, jedzenie z podłogi... Oraz rozlany kompot na stole... Wiem... Wiem... Nie powinnam być z Kamilem... Ale ja go kocham... Mimo tego, że codzienie gdzieś mam nowego siniaka... Powoli staje się to dla mnie męczące... Ale dam radę... Wytrzymam... Jestem silna.. Kiedy już posprzątałam , zaczęłam nakładać na siebie dość dużo makijażu, aby przysłonił fioletowe miejsce koło ucha...W końcu za godzinę zaczynam pracę... Przecież tylko tam udawało mi się trochę odetchnąć po domowych przeżyciach... Z mężem. On nie pracuje w szpitalu. Jest znanym w Polsce prokuratorem. O moich problemach wie tylko i wyłącznie moja siostra. Domyśliła się pewnego razu, kiedy przyszła do mojego domu bez zapowiedzenia... Wtedy zobaczyła świeżego siniaka pod prawym okiem. Nie mogłam udawać, że nic się nie stało. Znała mnie jak nikogo innego.. Ja nie umiem jej oszukać...
Wychodzę na dwór... Rześkie , zimowe powietrze wspaniale mizia mnie po twarzy. A słońce przyjemnie oświetla twarz.... Wkładam okulary i ruszam przed siebie....Do szpitala mam niecałe dziesięć minut drogi, więc nie będę odpalała samochodu... Świeże powietrze bardzo dobrze mi zrobi...
Dochodzę już powoli do szpitala... Z naprzeciwka wychodzi mi Beata..
- Cześć siostra.- Mówi.
- Heeejjj....- Ogląda mnie uważnie z każdej strony...
- Alicja.... No nie, znowu?
- Co?
- Co, co.... Kolejny siniak... Mówiłaś, że spróbujesz z nim porozmawiać..
- Beata. Ja go kocham... A rozmawianie z nim to już w ogóle inna bajka...
- Ale siostra... On Cię biję...
- Na razie daje radę... Gdybym teraz gdzieś z nim poszła zepsułabym mu karierę zawodową... I tak nie będą mi wierzyć... Jest światowej klasy prokuratorem... Co ja mam za szanse?
- A ty jesteś lekarzem... Ty go nie kochasz... Widzę to...Po prostu nie chcesz od niego odejść bo boisz się, że zostaniesz sama...
- To nie jest tak..
- A właśnie , że tak...- Otwieram moją szafkę i zaczynam się przebierać.- Właśnie Ci, powiem  , że nie musisz zostać sama...- W połowie zakładania kitla wychylam się zza szafki i z nie dowierzeniem patrzę na nią..
- Co ty w ogóle mówisz?
- Jutro zaczyna tutaj pracę nowy chirurg... Ładny... Widziałam Go... I jest bez obrączki..- Uśmiecha się..
-  Jutro mam wolne.A może jest zaręczony?
- To poznasz go pojutrze. I na sto procent wiem ,że nie jest zaręczony.
- Skąd to wiesz?
- Mam znajomości. - Uśmiecha się tajemniczo.
-Idę na SOR. Pa.
- Pa.

***

 Dyżur mija mi spokojnie... Wracając do domu zastanawiam się, czy Beata czasami nie ma racji... Może ja naprawdę go nie kocham... Tylko udaje... Sama już nie wiem.... Nie umiem sama siebie w tej całej sytaucji odnaleźć...  Zmieniłam się przy nim...
Owieram furtkę... Widzę, że w kuchni świeci się światło... Już na samą myśl o tym , że on tam jest mam dreszcze.. Beata ma rację... Jestem tego pewna... Muszę mu tylko to jakoś powiedzieć... Że chce z nim wziąć rozwód... Boję się... Władam klucze do zamka... Jak zwykle nie trafiam za pierwszym razem... Słyszę, że coś robi w kuchni... Ciekawe co? Zdejmuję buty i rozpinam płaszcz... Widzę nakryty stół i parę potraw... Zaskoczył mnie...
- Pani siada.. - Uśmiecha się do mnie i zabiera torbę..
- Co to?
- Chciałem Cię przeprosić... Za dzisiaj... Źle postąpiłem....
- Dobrze , że doszedłeś do tego..
- Wiem, wiem... Jestem idiotą... Mam taką wspaniałą żonę,a ja tego nie doceniam. Jedz bo ostygnie...
"I co? Co ja mam mu teraz powiedzieć? Nie mogę teraz... Zranię Go...'
Kiedy siedzimy w salonie na tapczanie postanawiam zaryzykować:
- Kamil... Muszę Ci coś powiedzieć..
- Co takiego?
- Musimy wziąć rozwód...
- Co?!- Podbiega do mnie i znów nie panuje  nad swoimi emocjami...Udrza mnie w twarz i idzie na górę- Dziwka i szmata z Ciebie!- Krzyczy. Udaję się do łazkienki... Kolejny siniak na środku twarzy... Świetnie.... Na pewno dzisiaj nie będę z nim spać... Szykuję sobie pościel i kładę się na sofie... Wczesnym rankiem budzi mnie dzwoniący telefon...
 

wtorek, 28 stycznia 2014

Nowe życie cz.11- Epilog

       Cześć. I jest kolejna i ostatnia część opowiadania. Zaczynam pisać już kolejne :) Tym razem będzie narracja 1 osobowa liczby pojedyńczej i będzie wypowiadać się Alicja... Ale fabuły nie zdradzam... Dowiecie się w swoim czasie.. A teraz zachęcam do czytania i komentowania aby podsumować czy opowiadanie Wam się podobało ;) Miłego czytania :)

       Nowe życie . cz11

                            Epilog

                 Lenka miała już 5 latek. Była nie tylko największym szczęściem swoich rodziców, ale również dziadka Leosia i cioci Beatki..
Alicja całkowicie zapomniała o starym życiu... Teraz liczyło się tylko ty i teraz.. Ona , Paweł i Lenka. Chociaż już kiedyś porzuciła życie w Warszawie to teraz układa je sobie tutaj po raz drugi.. Jej nowe życie.

    ***
- Mamo!!!
- Tak?
- Ja chcę do cioci Beaty.
- Ale ciocia Beata jest w Toruniu. Nie przyjedzie tutaj specjalnie dla Ciebie. Ona pracuje.
- Ale ona ma tu przyjechać!- Mała tupnęła nóżką.
- Lena, za tydzień i tak jedziemy do Torunia to się z ciocią zobaczysz.
- Ale.
- Nie ma żadnego ale. - Wkroczył Paweł. - Mama ma racje. A teraz do spania..

###

- Widzisz, mówiłem ,że nasza córka wda się w ciebie.- Powiedział Paweł , kiedy razem z Alicją ogladali film.
- W czym jest do mnie podobna?- Alicja przeniosła swój wzrok na Pawła.
- Jest uparta, upatra i jeszcze raz upatra.
- Bardzo śmieszne.. Ja i upartość? Ty chyba sobie żartujesz .
- Tak,tak... - Zaśmiał się Paweł po czym Alicja dźgnęła go w żebro...
 
***

- Ciocia!!!- Mała Nowakówna rzuciła się w ramiona chrzestnej.
- Cześć myszko!! Stęskniłaś się?
- Bardzo.
- Od tygodnia wierci mi dziurę w brzuchu , że chce się z tobą zobaczyć.- Beata zaśmiała się.
- Chodźcie do dziadka.. Prawdopodobnie jest u siebie w gabinecie z Elą. A gdzie jest w ogóle Paweł?
- Wypadło mu coś i musiał zostać w Warszawie.
- Aha.- Alicja  poczuła uderzenie w prawy bark...
- Cześć. - Odezwał się.
- Heejj..- Maks spojrzał na córkę Ali, a Beata przygryzła dolną wargę.
- Ala dogonisz nas.- Odezwała się po chwili.
- Ok.
- Twoja córka? - Nowakowa pokiwała twierdząco głową. - Strzasznie podobna do Ciebie.
- Naprawdę?
- Tak..- Maks lekko się zawahał. Jednk zaryzykował i przekroczył grubą granicę , która była dotychczas między nimi. Pocałował ją.. Ale nie tak na niby... Tak naprawdę... Kochał ją i nigdy nie przestał. Alicja po chwili opamiętała się... Przecież ona ma męża. Odepchnęła  Maksa od siebie i bez żadnego słowa ruszyła w stronę gabinetu Leona.
- Ja mam nowe życie... Bez niego... To była tylko chwila zapomnienia...

środa, 22 stycznia 2014

Nowe życie. cz .10


          Cześć. Pzybywam do Was z kolejną częścią. Miałam ją już wstawić w poniedziałek , ale zabrakło mi prądu, przez zamrznięty deszcz , który znajduje się wszędzie ;( Mam już dosyć zimy ;( Oczywiście u mnie już polała się krew.. Niestety... A wy jak sobie radzicie z zimą i zamrazniętymi chodnikami?
         Nie zanudzam i zapraszam do czytania.. Miłej środy i nie zapomnijce złożyć życzeń swoim dziadkom ;)

           
          Nowe życie. cz .10

     


         ***
                        Alicja cały czas myślała o Maksie…. Nie mogła mu wybaczyć , że ją zdradził… Że nic jej nie powiedział… A tak zapewniał…. Zapewniał , że będzie o nią walczył… A on… Układa sobie życie z inną… Co prawda miała przy sobie wspaniałego mężczyznę, ale nigdy nie zapomni o swoim pierwszym mężu…

      ***

                        Minęły dwa miesiące, a jej wszystko przypominało stare  czasy. Po dłuższych namysłach i rozmowach ze samą sobą… Zdecydowała się… Zagadnęła do Pawła, że chce stąd wyjechać… Że nie chce już widzieć nigdy więcej na oczy Maksa… Po prostu chce ułożyć sobie życie na nowo… On nie miał nic do gadania… Wiedział , że jego ukochana jest bardzo uparta i rzadko da się ją na coś namówić… Tak  aby nie było po jej stronie…:
       - Dziękuję…- wysypała z siebie , kiedy usłyszała pozytywną odpowiedź na temat wyjazdu… Odetchnęła głęboko z ulgą… Spojrzała głęboko w księżyc i uśmiechnęła się do Nowaka.
-  Nie masz za co dziękować… Kocham Cię i pojadę tam gdzie tylko zechcesz… Na koniec świata i jeszcze dalej…
- Jesteś kochany…
- Wiem… I dlatego tu dzisiaj ze mną ją jesteś. - Oplótł swoje ręce w jej pasie , a same dłonie położył na lekko już zaokrąglonym brzuchu.
- Kocham Was…
- My Ciebie też.- Nagle chwilę spokoju przerwał im Leon…
- Chodźcie do środka bo zmarzniecie…
- Tato…
- Nie ma gadania… Wszyscy goście się bawią , a para młoda stoi na dworze i się obściskuje, od tego jest noc poślubna…
- Już, już idziemy powiedział Nowak , z uśmiechem na twarzy…

       ***

    Pół roku później…

       - I tak już jesteś moim małym słonikiem – zażartował Paweł do swojej żony, kiedy ta odmówiła słodyczy…- Nic Ci nie zaszkodzi taka mała czekolada.
- Nie odzywam się do Ciebie.
- O jejku… Przecież żartowałem… Jeżeli zaraz się nie uśmiechniesz wracamy  do  Warszawy i nie zobaczysz się z rodziną…
- Czyżby szatnaż?.... No dobra… Ale z tą czekoladą to przesadziłeś… Nie jestem jeszcze , aż taka gruba…
- Jeszcze… - Zaśmiał się Nowak. Dostał od tego lekkie uderzenie , od Alicji…
- Daleko jeszcze?
- Z tego co wiem to mieszkałaś w Warszawie… Chyba wiesz ile się jedzie ze stolicy do Torunia? Co? -
 -No wiem, wiem… Ale z tobą czas się dłuży…
- Jestem czarodziejem… - Spojrzał w stronę Alicji , a ta lekko wykrzywiła minę…- Co się dzieje?.. -Paweł zaczął panikować…
- Nic , nic… To tylko skurcze…
- Na pewno?
-Tak, tak.
- O patrz… Toruń!
- Nareszcie…

    ***

      Alicja wysiadła z samochodu i rozejrzała się po okolicy... Kochała to miejsce i żałowała , że musiała stąd wyjechać... Znała Toruń jak własną kieszeń , choć mieszkała tu tylko pięć lat... Swój wzrok skierowała na brązowe drewniane drzwi , przy których na dole była cieńka warstwa śniegu... Drzwi... Drzewo... Dom... Szpital... Toruń... Wszystko zaczęła jej przypomniać dobre jak i nieco gorsze momenty w jej życiu.. Wyobraźnia sama kładła się jej przed oczy... Mrugała szybko powiekami... Lecz tam nadal stał JEGO samóchód i sam ON... Z pozoru dwie sekudny przerodziły się w trzy godziny... Chciała , żeby Paweł  złapała ją za ręke i ruszyli do domu... Ale... Jego nie było przy niej... Siedział w samochodzie i wyłączał auto. ON zbliżył się do niej i powoli zaczął zbliżać swoje wargi do jej.... Nie chciała tego... Chciała przerwać... Wiedziała, że źle postąpiła, że gdyby możę dała mu więcej czasu byliby teraz razem... Ale czasu nie da się odwrócić...  Poczuła ciepły uścisk dłoni... Odwróciła głowę i nie pewnie uśmiechnęła się do Pawła:
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak..
- Idziemy?
- Tak..
    Powoli ruszyli przed siebie i zadzwonili dzwonkiem do drzwi... Otworzył im Leon ,a za nim stała Beata... Zadowoleni...
- Jesteście... Nareszcie.. Co tak długo?
- Zima..- powiedział Paweł.
- Jak tam moja wnuczuś?
- Dobrze, rośnie jak na drożdzach- uśmiechnęła się Ala..
- To dobrze.. Rozbierajcie się...
Panowie poszli przodem, a Beata czekała na Alicję.. Idąc korytarzem Beata powiedziała , szeptem do Alicji..
- Przytyłaś.. - zaśmiała się Beata...
- A ty zbrzydłaś....
- Bardzo śmieszne... Kocham Cię
- Ja ciebie też...- po czym skierowały swoje kroki do salonu.