sobota, 10 maja 2014

Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.12

                          Cześć! Ta notka wyszła dość długa i powiem Wam, że strasznie cięzko mi się ją pisało. Ogólnie bardzo ciężko opisuje się ślub. Notka była pisana z przerwami cztery dni...
Tak naprawdę chciałam podsumować czwarty sezon.Zostały dwa odcinki. Dużo? Raczej nie.. Chciałam tylko powiedzieć, że ta seria było tysiąc razy lepsze od trzeciej. Takie jest moje zdanie. a wy jak uważacie? Miłej nocki :) Dobranoc :>

                              Koszmar za koszmarem i nagle szczęście... cz.12


        - Hej kochanie..- Usłyszałam lekko zachrypnięty głos mojego narzeczonego.
- Hej.
- Jak się spało?
- A bardzo dobrze.. Tylko, że coraz ciężej jest mi się przewracać na bok.- Uśmiechnęłam się promiennie.
- Jeszcze tylko miesiąc.
- Wiem.
- Słuchaj.. Ala.. Bo jest sprawa.. Bo za trzy dni będziemy mieli ślub.
- Maks o czym ty w ogóle mówisz. Wiem dzisiaj jest Prima Aprilis, ale proszę Cię beż takich żartów więcej, okej?
- Ale chyba źle się zrozumieliśmy.. Naprawdę mamy za trzy dni ślub.
- Maks?! Co to ma wszystko znaczyć?
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. Tylko musisz sobie suknię kupić.
- Żartujesz, prawda?- Wstałam z łóżka i chodziłam po całej sypialni. Jak on tak mógł to wszystko tak zataić? Przecież to bardzo trudne. No , ale przecież to jest Maks.
Byłam wtedy w strasznym szoku i nie wiedziałam co powiedzieć. Słowa nie były mi akurat w tej chwili potrzebne. Podeszłam do Maksa i przytuliłam się do niego bardzo mocno. On objął mnie swoimi ramionami i czułam jak się uśmiecha.
                           
                                                                   ***
                 
                         - Beata, okej wszystko rozumiem. No , ale , żeby aż taka niespodzianka?
- Kocha Cię! O, patrz ta jest ładna. - Od godziny razem z Beatą chodziłyśmy w poszukiwaniu sukni ślubnej. Miałam już dosyć chodzenia może dlatego , że nie za bardzo lubię sklepy. Każda sukienka jaką przymierzałam była na swój sposób ładna, ale na mnie nie leżały zbyt dobrze. Nagle na wystawie zauważyłam przepiękną suknię, od której Beata nie mogła oderwać wzroku od dobrych trzech minut.
- Ta będzie idealna.
- Masz racje. Wchodzimy. Nie ma na co czekać.
Sukienka była cudowna. Razem z Beatą po poszukiwaniu nie łatwej zdobyczy udałyśmy się na kawę.
Późnym wieczorem gdy przyszłam do domu czekała na mnie przepyszna kolacja. Sukienkę zostawiłam u Jasińskich. Nie to , żebym była przesądna , ale jak się ma taką możliwość to lepiej z niej skorzystać.
Jutro mam mieć ślub. Strasznie się boję. Może też mój strach jest przed tym, że ja niczego nie przygotowywałam. Sama już nie wiem.. Jednocześnie chciałabym aby to było już za mną.. a z drugiej.. Pięć lat temu też miałbyć to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Był? Nie! Może też dlatego jest ten strach. Za dużo myśli i to dlatego. I  na dodatek brak pracy! To wszytko jest chore. Jeszcze Maks. Kocham tego faceta. Czuje jego rękę na naszym Szczęściu. To nie może być sen. To na pewno nie jest sen.

                                                                 ***
                   
                         Od samego rana trwały gorączkowe przygotowania. Wczesnym rankiem nie budząc mojego przyszłego męża pojechałam do Leona. Tam na spokojnie zaczęłam razem z Beatą się przygotowywać. Czas  mijał bardzo szybko , aż w końcu zostało tylko pół godziny. Mój stres zauważalnie podniósł się. Nie byłam wtedy tą samą Alicją co rano.  Mój stres był całkowicie inny niż wtedy..
Ocknęłam się kiedy byliśmy pod kościołem. Wysiadłam z samochodu i podparłam się lekko Leona:
- Gotowa? - Usłyszałam tuż przy uchu. Kiwnęłam niezauważalnie głową  i ruszyłam przed siebie. Ujrzałam Go.. Wpatrywał się we mnie, uśmiechając się przy tym. Niby był wyluzowany, ale ja w jego oczach dostrzegłam nie małe zderwowanie. Wolnym krokiem zbliżałam się coraz bardziej do mojego przyszłego męża..aż w końcu stanęłam przy nim. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, jednak ja i tak zatraciłam się w swoich myślach.
Kiedy po dłuższej chwili wyrwał mnie dotyk Maksa, który samymi oczami mówił, że zaraz odbędzie się przysięga. Wstałam powoli , jakby bojąc się co za chwilę się wydarzy. Nagle głos zabrał Maks:
-"Ja Maks biorę sobie Ciebie Alicjo za żonę i ślubuję Ci miłość...wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
-"Ja Alicja biorę sobie Ciebie Maksie za męża i ślubuję Ci miłość... wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci... Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."- Mój głos przechodził chwilę załamania. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Maks cały czas się do mnie uśmiechał. Taki gest dodawał mi wielkiej otuchy.


      Moje ręce drżały od strachu. Nie mogłam tego opanować. Zdenerwowanie stanęło w samym środku żołądka i nie chciało się 'ultonić' . W końcu  przyszedł czas na obrączki.
-"Alicjo przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego."
-"Maksie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego."

                                                                  ***

               Wyszliśmy przed kościół, gdzie zostaliśmy obsypani ryżem. Mogłam już oficjalnie powiedzieć, że jestem żoną Maksa Kellera. Czułam się niesamowicie..dobrze. Moj..Nasze Szczęście od samego rana coś wyczuwało. Cały czas nie mogło sobie znaleźć miejsca. 

             
         Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć: 'Gorzko!Gorzko'. Nim się obejrzałam poczułam smak ust mojego ukochanego. Świat przestał istnieć. Gdy chciał się odsunąłć, ja na to nie pozwoliłam. Przyciągnęłam go jak najmocniej się tylko dało. On uśmiechnął się i również nie chciał mnie puścić. Niestety po chwili doszły do nas głosy gości i nie chętnie odsunęliśmy się od siebie. 

                                        
                                
                                                                    ***

           Przyjęcie weselne trwało w nieskończoność. Pierwszy taniec.. Mmm.. Było wspaniale.. Liczyliśmy się tylko my.. Nikt tylko my. Co chwilę rzucaliśmy sobie ukradkowe spojrzenia i całusy. Goście bawili się bardzo dobrze. Ela i Krzysztof.. Parkiet należał do nich.. Ich wspólne tango. Wszyscy się nim zachwycali.
Kiedy już została tylko najbliższa rodzina.. Mnie zaczęło się dziwnie kręcić w głowie. Złapałam się za brzuch. Podłoga wokół mnie stała się nieco mokra. Tylko nie teraz!:
- Maks!- Zawołałam szybko mojego męża.
- Co się dzieje kochanie?- Zapytał mój zadowolony mąż.
- Chyba.. chyba się zaczęło. Ała!
- O cholera! Beata! Będziesz potrzebna! Ala rodzi!

                       

2 komentarze:

  1. Bardzo Ci się udałą ta notka. Cztery dni pisania nie poszły na marne. Ale ciekawi mnie kolejna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Huhuhuh, poród na weselu - dziko :D

    OdpowiedzUsuń