sobota, 2 maja 2015

Nienawidzę swojego płaczu (II)

        Cześć Wszystkim! Myślałam, że napiszę trochę szybciej kolejną część, ale idzie mi to jakoś bardzo opornie. Jednak mam nadzieję, że z n o w u po kolejnej przerwie, część Wam się spodoba :)Pozdrawiam Wszystkich i zapraszam do czytania :)
  
        Nienawidzę swoje płaczu  (II)
     
        Budzę się i od razu dociera do mnie zapach mocnej kawy. Idę do kuchni i widzę roześmianą Sylwię.
-I jak taaam?
- Ale co?
- Nooo nie udawaj... Doktor Keller wziął Cię wczoraj w swoje szpony?Hmmm?- Sylwia zaczyna udawać tygrysa... Jeny... O co jej chodzi? No tak... Już wiem...
- Boże...naprawdę to tak wyglądało? - No wiesz ty i on..Wyszedł o pierwszej..
- Aż tak późno?- Sylwia przytakuje- Wypiłam swoją herbatę i oparłam się o jego ramię i zasnęłam... Nawet nie słyszałam jak wychodził...
- Tylko tyle? On nic nie próbował?
- Sylwia!- karcę ją wzrokiem.
- No dobra spokojnie... Ja tam bym nie wytrzymała- odchodzi uśmiechając się do mnie...
 
                             ***
     Poranny jogging dobrze mi robi. Przemyślałam sobie wszystko na spokojnie i zdecydowałam, że nie mogę tak szybko umawiać się z kolejnym facetem. Dopiero co zakończyłam swój związek i już mam się "pakować" w kolejny? Nie, nie , nie. To zdecydowanie za szybko. Jeżeli naprawdę coś zaiskrzy między mną a Maksem to dopiero w późniejszym czasie. Nie można  przecież zakochać się od pierwszego wejrzenia. To niemożliwe!
I tym sposobem, myśląc o wszystkim dobiegam do szpitala.
Jeszcze przed rozpoczęciem studiów wszyscy mówili mi, że mam nie iść na medycynę. Że nie będę miała na nic czasu, tylko cały swój czas będę spędzać nad chorymi lub książkami. Ale dlaczego miałam nie iść na medycynę, jak to jest to co naprawdę kocham? Uwielbiam ten kontakt z pacjentami. Widzę jak otwierają się przede mną, choć nie jestem psychologiem. Albo poczucie satysfakcji po udanej operacji. Wtedy wiem, że komuś pomogłam. To jest coś wspaniałego...
                           
                             ***
  
      - A Pani co by zrobiła?- Jestem zaskoczona tym pytaniem.- Pozwoliłaby ją Pani odłączyć?
Na oddziale mamy 45- letnią pacjentkę. Śmierć mózgu. Po operacji było wszystko w porządku. Pacjentka zaczęła chodzić i nagle upadła. A jej 20- letnia córka pyta mi się co ja bym zrobiła w takiej sytuacji. Przecież ja również straciłam mamę. I co ja mam jej odpowiedzieć? Nie ma taty. Tak samo jak ja...
- Ona się jeszcze napewno wybudzi. Oddycha. Serce bije...
- Proszę Panią, jej mózg umarł. Bez niego nie da się żyć. Ja sama straciłam mamę. Długo się nad tym zastanawiałam dlaczego akurat mnie się to przytrafiło i również byłam sama. Ojciec odszedł jak byłam mała. Ale mogę Pani powiedzieć, że im dłużej będzie Pani zwlekała, tym gorsze będzie Pani cierpienie.- Nawet nie wiem kiedy łzy zaczynają mi cięknąć po policzkach. Kobieta wstaje z zimnej podłogi i idzie do sali gdzie leży jej mama. A ja idę do podziemi, gdzie mogę uwolnić swoje emocje.
Nienawidzę mojego płaczu. Kiedy płaczę wiem, że jestem słaba. Siadam na materacu i pozwalam uwolnić swoje emocje. Nagle znajduje się przy mnie Maks. On wie o co chodzi. Nic nie mówiąc przytula mnie...

    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz