niedziela, 3 maja 2015

Chyba się zakochałam (III)

        - Dziękuję Maks.
- Nie ma za co. Podoba mi się twoje podejście do pacjenta.
- Podsuchiwałeś?- Jestem w szoku.
- Może...- Udaje, że nad czymś poważnie myśli.
- Maks... Wiesz, że to nie ł...- Nagle przerywa mi pocułankiem. Niespodziewanym i szybkim pocałunkiem. Z początku próbuje się odsunąć.. Ale coś mnie zatrzymyje... Te usta.. Chwila ta trwa w nieskonczoność. I nie chcę żeby się kiedykolwiek skończyła. Znów z zaskoczenia odsuwa się ode mnie. Opiera się swoim czołem o moje. I nagle szepta mi na ucho, choć i tak nikogo tu nie ma.
- Zakochałem się w tobie. Nie mogę przestać o tobie myśleć.
A mi odbiera mowę. Co ja mam powiedzieć. Jeszcze dziś rano powiedziałam sobie, że nie mogę pakować się w kolejny związek. Ale on jest taki uroczy i kochany. Nie mam zielonego pojęcia co odpowiedzieć. I znów niespodziewanie całuje mnie w ucho, a ja oddaje się tej chwili. Chce by trwała jak najdłużej. Jednak on wychodzi z pomieszczenia i samą zostawia z ogrmnym natłokiem myśli.

                            ***

    Wchodzę na OIOM,  gdzie zastaję Sylwię:
- Coś się stało? Dziwnie wyglądasz...
- Nie.
- Wszystko w porządku?
- Tak... Nie... - jestem bliska powiedzenia jej prawdy, gdy pacjent po postrzale dostaje drgawek. - Pewnie szwy puściły. Sylwia zawołaj Mnicha albo Leona. Jedziemy na blok.
- Leon i Mnich operują.
- Powiedziałaś im, że to ważne?
- Powiedzieli, że sobie poradzisz.
- Dobra nie ma na co czekać. Niech ktoś znajdzie mi asystę. Najlepiej Kellera. Skalpel.
- Co tam masz księżniczko?- Maks wchodzi na salę.
-  Mężczyzna po postrzele. Szew puścił z tętnicy. Wykrwia się.
- Przecież to pacjent Ordy.- Wszyscy patrzymy na siebie i wiemy, że stało się najgorsze.

                          ***
     - Szefie on nie może operować. Następnym razem się nie uda i pacjent umrze. Po co on wsiadał na ten cholerny moto..
- Maks. Uspokój się. Co na to doktor Szymańska?
- Myślę, że powinien jeszcze pochodzić parę tygodni na rehabilitację, aż ręka nie odzyka pełnej sprawności.
- Dobrze. Też tak myślę. Porozmawiam z nim, a wy wracajcie do pracy.

                           ***

    - Dasz się w końcu zaprosić na tą kawę?- Stoimy przed szpitalem i nie wiem co odpowiedzieć. Nagle, bez żadnego zastanowienia ,wypowiadam te trzy słowa.
- Chyba się zakochałam...- Przygryzam dolną wargę i całuję go. Pocałunek trwa w nieskończoność i boję się, że kiedy ta piękna chwila się skończy, rozpadnę się na milion kawałeczków. Powoli Maks odsuwa się ode mnie a ja wszyszeptuje, patrząc mu prosto w oczy.
- Dam się w końcu zaprosić na tą kawę. - Jescze raz go całuje i łapie za rękę. A on... wydaje się być bardzo zaskoczonym...

2 komentarze:

  1. http://ulaimarek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No wieczne dramaty, żale i radości. Ahh i zamknięty obieg, aż łezka kręci się w oku!

    OdpowiedzUsuń