sobota, 29 września 2018

Dopóki śmierć nas nie rozłączy (IV)

      Cześć. Właściwie nie wiem co tu robię po tylu latach gdzie ostatnie opowiadanie było 3 lata temu, a tzw. " Moda na lekarzy" skończyła się już bardzo dawno temu. Miałam dzisiaj wolną chwilkę i przyznam Wam się szczerze, że kompletnie zapomnialam o tym, że mam bloga, że kiedyś tutaj bywałam codziennie, pisałam opwiadania I bardzo cieszyło mnie jak ktoś to czytał. Naprawdę nie wiem co ludzie w tym widzieli, bo gdy dzisiaj przeczytałam opowiadania jakie pisała  15 latka, której życie zmieniło się diametralnie miała wtedy na myśli. Z perspektywy czasu cieszę się, że założyłam tego bloga i zostanie już ze mną do końca życia jakieś tam mój mały sukces te ponad 100 000 tyś wyświetleń i poznanie nowych ludzi. Dziś naszła mnie chęć napisania czegoś. Napisałam kontynuację poprzedniego opowiadania, ale zrobiłam według zupełnie innego planu, niż tego który miałam napisany w wersji roboczej. Jestem tego swiadoma, że praktycznie nikt nie przeczyta już tego opowiadania, Ale napisałam je dla siebie. Żeby udowodnić, że po tylu latach jest się w stanie jeszcze coś wyskrobać. Wątpię, że kiedyś jeszcze tu wrócę. Także oto jest. Zapraszam. I dla każdego czytelnika, ktory jakimś cudem napotka na  to opowiadanie. Powodzenia! We wszystkim czego sobie tylko zapragniesz.



       Dopóki śmierć nas nie rozłączy (IV)

    Mijały dni, miesiące, a ich życie toczyło się powoli i szczęśliwie. Maks z Alą zamieszkali razrm. Lekarka musiała zostawić swoją jakże ukochaną i wspaniałą lokatorkę a zarazem jej najbliższą przyjaciółkę. Zawsze mogły się spotkać i porozmawiać o wszystkim co aktualnie w ich życiu się przytrafia. Tak było i tym razem.

     -Sylwia? Jak tam Twoje relacje z Piotrem?
-A czemu pytasz?
- Ostatnio coś głośno o tej jego byłej żonie. Szpital to jak nigdzie indziej wspaniały przepływ wiadomości. Nie wiesz o tym? Już nie raz przecież doświadczyłaś tego na własnej skórze.
- Wiem, wiem. Wiesz co ostatnio jak byłam u niego, przyszła cała ubrudzona, zapłakana. Była pod wpływem, ale jest zima, więc nie mogliśmy jej nie wpuścić. Oczywiście, że źle, bo kolejny raz się na niej przejechaliśmy. Daliśmy jej ubrania, wykąpała się, zjadła i udawała później, że śpi. My poszliśmy położyć się do sypialni, gdy nagle usłyszeliśmy walenie do drzwi i krzyki. Iza wezwała policję z informacją, że ją więzimy i dosypujemy jej narkotyki do jedzenia. Ta wariatka dosypała sobie sama je wcześniej. Całe szczęście policjanci ja już znają. Więc obeszło się łagodnie. Zabrali ją. Ale pewnie się domyślasz jak przeżył to Piotr. Po raz kolejny bardzo cierpiał. Niby to jego była żona, ale ciężko mu patrzeć jak wrabia go w te wszystkie rzeczy, mimo tego że to ona zdradziła jego i dlatego się rozwiedli.
-Szkoda mi go. Naprawdę jest wspaniałym człowiekiem, a musi przez Izkę tyle wycierpieć.
- No niestety, my już z tym nic nie zrobimy. A u Was jak tam? Jak tam wam się razem mieszka?
- Bardzo przyjemnie- na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech ze wspomnieniem z sytuacji z dzisiejszego poranka- Ale Maks.. Coś ostatnio dzieje się złego i nie mogę w ogóle się domyśleć o co może chodzić. Od czasu do czasu stał się bardziej agresywny. Oczywiście to się dzieje bardzo rzadko ale jednak jest to zauważalne. Parę razy nakryłam go na tym jak płakał w nocy. Ale gdy tylko zobaczył, że wpatruję się w niego, szedł do toalety. Nie wiem czym to może być spowodowane.
- Wiesz co Maks nigdy nie ukrywał swoich uczuć dobrych i tych złych, ale skoro mówisz że to się nasila. Poczekaj jeszcze. Może sam pęknie. Dobra koniec tego dobrego. Przebrana? Na obchód gotowa? To zaczynamy dyżur Pani doktor.
- Tak jest, siostro.

     Dyżur mijał nadzwyczaj spokojnie. Jedno złamanie, jedna planowa operacja. Nic nie zapowiadało, że ten dzień skończy się dla każdego niespodziewanie.

     - O, cześć Słońce- Maks cmoknął mnie przelotnie. - Żadnych ciekawych przypadków? Może kawa?
- Jeżeli Pan doktor zaprasza to nie odmowię.- Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
 Chwycił mnie za rękę i powoli zaczęliśmy wychodzić z SORu, gdy nagle kobieta, która nie wiadomo skąd się pojawiła, osunęła się przed nami na podłogę. Szybko zabraliśmy się do ratowania. Jej całe ciało było w odcieniu dziwnie żółtym, a gdzieniegdzie występowała brązowa wysypka. Niestety serce przestało bić i mimo długiego masażu serca nie udało przywrócić się jego rytmu. Razem z Maksem ze łzami w oczach stwierdziliśmy zgon. 17:09


     - Ala, wiesz dobrze, że nic nie byliśmy w stanie zrobić- Maks próbował mnie uspokoić- Wiem, że to ciężkie, ale lepiej że stało się to tu, w szpitalu. Bo nie możemy znaleźć żadnych jej bliskich. A jakby tak upadła gdzieś, gdzie nikt by jej nie znalazł i nikt nie wiedział by o jej śmierci.
- Maks przestań.. Śmierć to śmierć. Nieważne gdz...- Niespodziewanie rozmowę przerwała nam Ela.
- Ala, Maks  mamy problem. Kobieta, która zmarła na waszych oczach miała śmiertelnego wirusa, który może przenosić się również drogą kropelkową. Musicie iść do izolatki, póki nie zrobimy wszystkich badań.
- O jezu..

     Zamknięcie w izolatace, gdyby nie przeczucie, że śmierć wisi nad Tobą w powietrzu, było by wszystko w porządku. Przez pół nocy rozmawialiśmy o  naszej przyszłości, o pacjentach, o życiu. Mówiliśmy sobie to co akurat nam na język przyniosło. Koło 3 położyliśmy się spać. Nie trwało długo, gdy na swojej szyi poczułam zaciskakące  ręce i wtedy już nie mogłam.. Nie mogłam oddychać.






1 komentarz:

  1. Wooow. Jestem po wrażeniem, że po 3 latach chciało Ci się do tego wrócić!Czasami lubię sobie tez wrócić do tych opowiadań, ale nie spodziewałam się, że u kogoś jeszcze będę widziała nową część! Dziękuję Ci za to, że Ci się chce i mam nadzieję, że będziesz pisać więcej bo super się zapowiada te opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń