niedziela, 7 lipca 2013

Groźba cz 7

Hej ;) Publikuje wam ostatnią część opowiadania. Nie wiemkidy pojawi się kolejne, ponieważ nie wiem wogóle na jaki temat mam napisać. Jeżeli macie jakieś pomysły piszcie w komentarzach. Chętnie z nich skorzystam.  Miłego czytania.

Cz 7

Ale nie uciekł im na szybko. Widzieli go przez szpary między drzewami. Dogonili Go:
- Gdzie ona jest- zapytał wściekły Maks.
- Kto? Zostawcie mnie w spokoju o niczym nie wiem.
- Kto, kto. Pani doktor, która Cię operowała.- powiedział policjant.
- -Nie byłem w żadnym szpitalu.
- To dlaczego uciekałeś przed nami? Ja wiem jak to było. Porwałeś ją jak była na dworze. Zabrałeś ją gdzieś. A teraz trzymasz ją gdzieś. Powiesz nam czy chcesz rozmwiać inaczej?
Tymczasem Alicja obudziła się. Domyśliła się po panującej duchocie , że musi być po południu. Nie miała siły wstać. Położyła się na zimnej i wilgotnej podłodze. Zaczęła wszystko analizować od początku. Po co, jak i kto mógł ją porwać i dlaczego. Chociaż wszystko już wiedziała, myślała, że dopatrzy się jakiegoś szczegółu, który wcześniej ominęła.
***
Po długich groźbach i namowach w ciągu wyciągneli od Moreli gdzie trzyma Alicję. Natychmiast tam pojechali. Maks chciał jak najszybciej ją przytulić. Powiedzieć jak bardzo ją kocha. Spędziła tam ponad tydzień. Dojechali na miejsce. Po Morele przyjechała policja i zabrała go na komisariat. Domek z zewnątrz wyglądam bardzo ładnie. Był zadbany i na około była zielona trawa. Jednak w środku było inaczej. Wszystko porozrzucane na ziemi ciuchy, resztki jedzenia, a na ścianach pająki i na ogromnych pajęczynynach. Alicja usłyzała krzyki , które stały się dla niej codzinnością. Jednak po chwili usłyszała strzał to wcześniej się nie zdarzało. Tymczasem na górze muskularny mężczyzna , który przynosił Ali jedzenie , nie chciał pokazać gdzie jest Alicja. Aż w końcu doszło do rękoczynów, a potem wyciągniecia pistoletu przez policjanta. Jednostki policji, które przyjechały wcześniej i czekały pod domem. Zabrali rannego na pogotowie. Maks rozglądał się po miszkaniu. W końcu i dotarł do schodów prowadzących w dół. Alicja usłuszała schodzenie po schodach wystraszyła się. Nigdy nikt nie schodził o niej o tej porze. Jedank jego kroki były badziej delikatne od poprzedników. Tak jakby bał się kogoś obudzić. Dotarał do drewnianych , starych dzrzwi. Powoli je uchylił. Alicja nie patrzała się na wchodzącą osobę, tylko gdzieś przed siebie. Zobaczył ją od dawna jej nie widział.Jej twarz była blada i strasznie wychudzona. Cała się trzęsła Nigdy nie rostawali się na tak długo:
- Ala- powiedział przez łzy , które w jednej chwili napłyneły mu do oczu.
Alicja odwróciła się i powoli chciała wstać. Jednak był szybszy i podbiegł do niej i z całych sił przytulił ją do siebie:
- Po co zeszłaś po ten cholerny telefon? Nie wybrażam sobie stracić Cię. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też- powiedziała płacząc i musneła lekko jego usta.
- Nie płacz.
- Ale to są łzy szczęścia.
- Kocham Cię - usłyszała od niego jeszcze raz po czym jescze mocniej ją przytulił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz